Skrytka na grzyby na Małej Stranie


W maju tego roku mieszkałam na Małej Stranie, gdzie na półpiętrze hotelu stała oszklona witrynka z różnymi publikacjami o mieście. Wśród nich był przewodnik 111 míst v Praze, která musíte vidět, który zabrałam na chwile do pokoju i zrobiłam zdjęcia wybranych stron. Wśród nich była i ta, gdzie mówiono o skrytce/skrzynce na grzyby.

W sierpniu się tam wybrałam. Żadna to zresztą wyprawa, bo adres siedziby Czeskiego Towarzystwa Mykologicznego to ulica Karmelitská 14. Albo wysiadamy z tramwaju na przystanku Hellichova albo dochodzimy z Malostranské náměstí.

Stajemy przed otwartą bramą 3-piętrowej kamienicy, gdzie mieszczą się prascy grzybiarze :) Zbieranie grzybów to czeski sport narodowy, podobnie zresztą jak u nas. Ponoć 70% czeskiej populacji chodzi na grzyby, choć nie wszyscy zbierają je w celach spożywczych.

Ale ale - zerknijcie tam w głębi na tych turystów pnących się po schodach... już wiecie, dokąd?
Jak nie, dowiecie się na końcu notki :)


Tymczasem w bramie mamy oprócz grafik na ścianie również drzwi prowadzące do siedziby mykologów oraz clou dzisiejszego programu czyli tytułową SKRYTKĘ NA GRZYBY.


Tę skrytkę wymyśliła przy okazji remontu domu wnuczka popularyzatora mykologii, autora Atlasu grzybów jadalnych i niejadalnych i założyciela Towarzystwa Mykologicznego (jednego z pierwszych na świecie), którym był František Smotlacha (1884-1956). Działał też popularyzując jiu-jitsu, właściwie sprowadził tę sztukę walki do Czech :)
Wnuczka zresztą trzyma się rodzinnej tradycji i też jest mykologiem.
Przyczyna powstania skrytki była dość prozaiczna - wcześniej ludzie przynosili grzyby do biura Towarzystwa na pierwszym piętrze, zazwyczaj po prostu chcąc się dowiedzieć, czy są jadalne (Nejčastější dotaz je, jestli je ta houba jedlá), ale w 2006 roku biuro okradziono i wówczas zaczęto zamykać drzwi, za którymi były schody. Brama natomiast pozostawała otwarta ze względu na mieszczące się tu biznesy. Wymyślono więc tę skrytkę w ścianie, gdzie można zostawić swój egzemplarz, wypełniając formularz z danymi i czekać na odpowiedź, która przyjdzie mailem albo telefonicznie. Odpowiedzi udzieli jeden z ekspertów Towarzystwa, którego wspomniany już założyciel na własnym żołądku wypróbował 1700 rodzajów grzybów :)
Zapomniałabym - należy też włożyć do skrytki załącznik w postaci 20 koron opłaty za konsultację :) Grzyby są wyjmowane ze skrytki w poniedziałki, wtorki i czwartki, gdy eksperci przychodzą do pracy. Nie należy ich (grzybów, nie ekspertów) wkładać do reklamówek, raczej trzeba użyć papierowej torebki.

W pierwszym linku na dole notki możecie posłuchać rozmowy z radia. Pani zapytana, czy dowcipnisie nie wkładają do skrytki czegoś innego niż grzyby, stanowczo zaprzecza :) Natomiast dodaje, że znikał długopis, więc jest teraz na sznurku.

Z tego rodzaju konsultacji korzysta 1-2 tysiące ludzi rocznie. Czasem chodzi o grzyby, które rosną na ścianach starych drewnianych domów i pytanie wówczas nie jest o ich jadalność, ale czy nie zaszkodzą drewnu.


Korytarz wiedzie na urokliwe podwórko, gdzie funkcjonuje sklep z jedwabiem, brokatem i lnem.

W jednej z książek, które mam w domu, znalazłam cały rozdział na temat dziejów tej kamienicy. Nazywa się ona Malý Muskonský dům i ma ciekawą historię. W tym linku można się dowiedzieć na ten temat troszeczkę - więcej, na podstawie wspomnianego rozdziału, napiszę kiedyś ja... ale najpierw muszę tam wrócić. Każdy pretekst jest dobry :)

Wychodząc możemy sobie zafundować tajski masaż :)


A naprzeciwko... naprzeciwko jest cel wielu wycieczek czyli praskie Jezulátko. Tam zawsze masa ludzi.

Po wpisaniu frazy 'schranka na houby Praha' zaraz wyskakuje szereg artykułów:
- Czeskie radio (tu można posłuchać programu, a nawet go sobie ściągnąć)
- Deník
- Blesk
- iDNES
- a tutaj możemy się dowiedzieć, gdzie w Pradze wybrać się na grzyby :)


Fotografie z 13 sierpnia 2019

Albertov i tablica pamiątkowa


W ubiegły weekend świętowano w Czechach rocznicę wydarzeń sprzed 30 lat - z 17 listopada 1989 roku, kiedy zaczęła się Aksamitna rewolucja czyli Sametová revoluce.
Mnie tam nie było ani wtedy ani teraz :) za to przypomniałam sobie, że przecież spacerowałam po ulicy Albertov, gdzie popołudniem 17 XI 1989 zgromadzili się studenci, by uczcić wydarzenia z 1939 roku.

Zacytuję polską Wikipedię, gdzie na ten temat jest zaledwie kilka zdań.

Aksamitna rewolucja wybuchła 17 listopada 1989 roku w Pradze. Tego dnia zorganizowano legalną uroczystość upamiętniającą 50. rocznicę zamknięcia czeskich szkół wyższych przez Niemców. Organizatorzy spodziewali się pięciu tysięcy uczestników manifestacji, jednak w obchodach wzięło udział ok. 50 tys. osób. Uroczystość przerodziła się w manifestację antykomunistyczną, zaś uczestnicy zaczęli przenosić się na Plac Wacława. Aby podkreślić pokojowość pochodu, demonstranci próbowali wręczyć milicjantom kwiaty. Unieważniono legalność uroczystości, a uczestników manifestacji rozpędzono. 560 osób odniosło rany, wiele osób aresztowano, zaś według krążącej pogłoski podczas pacyfikacji zginął jeden student.

Na stronie czeskiej jest oczywiście więcej informacji:

Pátek 17. listopadu

Od 8:00 byla dle rozkazu ministra vnitra Františka Kincla vyhlášena mimořádná bezpečnostní akce, která měla udržet toho dne pořádek.

V pátek 17. listopadu se na Albertově sešli studenti pražských vysokých škol. V 15.40 se na Albertově nacházelo přibližně 500 až 600 lidí, ale jejich počet poměrně rychle narůstal nově příchozími. Manifestace začala v 16.00 zpěvem písně Gaudeamus igitur a projevem Martina Klímy z uskupení Nezávislých studentů. Státní bezpečnost odhadovala počet účastníků až na 15 000 lidí, ale další zdroj hovoří o davu až 50 000 lidí. V 16.40 byla tato část manifestace ukončena a pořadatelé vyzvali k pochodu na Vyšehrad ke hrobu Karla Hynka Máchy. Část lidí chtěla ale směřovat na Václavské náměstí, kam měli původně demonstrující dojít, jak hlásal leták vytištěný k manifestaci. Mezi odhodlanými byl i poručík StB Ludvík Zifčák, který byl později pokládán za mrtvého studenta Martina Šmída. Na Vyšehrad postupně dorazil dav přibližně 10 000 lidí, kteří zcela zaplnili prostranství před kostelem. V 18.15 byla demonstrace oficiálně ukončena.

Od samého začátku demonstrace docházelo ke skandování protikomunistických hesel (např. "Masaryka na stovku" či "Jakeše do koše"). Krajský tajemník KSČ Štěpán se u velitelů Sboru národní bezpečnosti (SNB) dožadoval rozehnání demonstrace, ti mu nevyhověli, neboť se drželi rozkazu z ministerstva vnitra "nezasahovat". Po skončení oficiální části demonstrace se dav neplánovaně vydal do centra města. Přibližně 5 000 lidí pokračovalo směrem na Karlovo náměstí. Ve snaze zastavit pochod přehradily bezpečnostní složky Vyšehradskou ulici, ale zadní část davu tlačila na předek, čímž došlo k nárůstu paniky a tlaku a policejní kordon byl protržen. Zablokování přístupu do centra zabránily až přivolané posily.

Zadní část průvodu se potom opět dala do pohybu a přes Plaveckou ulici pokračovala v pochodu po nábřeží Vltavy až k Národnímu divadlu. Velikost davu se odhaduje na 5 až 10 tisíc lidí. Složky Sboru národní bezpečnosti měly rozkaz zabránit průvodu cestě na Hrad či na Václavské náměstí. Přibližně v 19.12 přišel rozkaz, že se má dav na vhodném místě zablokovat. Policejní kordon zatarasil Most 1. máje, čímž zabránil davu odbočit směrem na Pražský hrad, demonstrující zahnuli na Národní třídu a za zpěvu písně "Ach synku, synku" pokračovali směrem na Václavské náměstí. V 19.25 byla kordonem přehrazena Národní třída v prostoru Perštýna. Když bylo čelo demonstrace zastaveno, účastníci si sedli na zem před pořádkové jednotky. Dívky začaly spontánně zasunovat za štíty příslušníků pohotovostního pluku květiny. Jelikož se policejní velitelé obávali opakování předchozí situace z Vyšehradské ulice, kdy dav uzávěru obešel, došlo o čtvrt hodiny později k uzavření ulic Mikulandské a Voršilské, a k zablokování ústupu Národní třídou zpět směrem k Národnímu divadlu. Přibližně 10 000 demonstrantů tak bylo uzavřeno mezi dva policejní kordony. Demonstrující pokračovali v pokojné a nenásilné demonstraci za provolávání hesel jako Máme holé ruce. V této části demonstrace byl ještě demonstrantům umožňován jednotlivě volný odchod.

Přibližně ve čtvrt na devět došlo ke změně situace, kdy již nebylo možné obklíčení opustit a policejní kordon postupující směrem od Národního divadla začal prostor zahušťovat. Pohotovostní pluk veřejné bezpečnosti a Odbor zvláštního určení (tzv. červené barety) následně začaly demonstrující surově bít obušky. Třebaže byli účastníci demonstrace vyzývání k rozchodu, jediné únikové cesty vedly skrz tzv. "uličky", kde byli demonstranti brutálně biti. Do 21.20 byla tímto způsobem demonstrace násilně rozptýlena; někteří účastníci byli následně zatčeni a naloženi do připravených autobusů. I po rozehnání demonstrace docházelo ze strany pořádkových jednotek k napadání jednotlivců či skupinek přihlížejících.

Nezávislá lékařská komise později uvedla, že 568 lidí bylo během zásahu zraněno. Část studentů, kterým se podařilo z místa utéci, zamířila do divadel, kde hovořila s herci (např. s Jaromírem Hanzlíkem, Jiřím Lábusem, Miroslavem Krobotem) o policejním zásahu na Národní třídě a projednávání vyhlášení stávky na podporu studentů. Poprvé se zde objevila zpráva o možných mrtvých lidech z řad demonstrujících.

I tak się to zaczęło.
Dodam jeszcze, że kilka tygodni temu pisałam o Janie Opletalu, a to historia baaaardzo powiązana.

Źródła:
- Wikipedia polska
- Wikipedia czeska
- plotka o śmierci studenta (jest też krótsza wersja polska)
- strona Telewizji czeskiej, gdzie jest mowa o autorce plotki

Gdyby zacząć w temacie grzebać, byłoby tysiąc linków :) A tymczasem chciałam dziś jedynie o tablicy pamiątkowej widocznej u góry :)

"Kdy - když ne teď? Kdo - když ne my?“, 17. 11. 1989
Znajduje się ona na uniwersyteckim budynku přírodovědeckých ústavů, przed którym stało podium na początku demonstracji. W zeszłym roku zajrzałam i do środka (nie wiedząc jeszcze, że to tak ważne w historii Czech miejsce, a szkoda, bo bym się więcej pokręciła).

Ale najpierw mapki. Albertov jest na Nowym Mieście. Sposób dotarcia: podjechać tramwajem do przystanku Albertov i piąć się w górę.
Niedaleko jest Muzeum Policji - pisałam kiedyś o jednym z jego eksponatów: fałszywym czołgu.


Ulica Albertov wzięła nazwę od czeskiego lekarza Eduarda Alberta (był też poetą i tłumaczem). Wzdłuż ulicy stoją budynki Uniwersytetu Karola, Politechniki i szpitala klinicznego. Wcześniej jednak były tu winnice i ogrody, dopiero w 1905 roku zaczęto wymierzać działki pod budowę. A było tu pięknie, spokojnie jak na wsi, nawet był mały staw, a także korty tenisowe.
No ale gdy w 1882 roku praski uniwersytet rozdzielił się na czeski i niemiecki i gmina szukała odpowiedniego miejsca na nowe budynki, wykupiła tutaj 12 hektarów ziemi. Budowano zresztą i w innych miejscach, to nie wystarczało. Ta nowa dzielnica uniwersytecka miała w jakiś sposób przypominać paryski Quartier Latin z Sorboną.












Dopisek
Z programu Z metropole z 16 listopada 2019 roku - link.

Legenda o dachu kościoła NMP przed Tynem


Kościół Najświętszej Marii Panny przed Tynem (Kostel Matky Boží před Týnem, potocznie Týnský chrám) to jeden z symboli miasta, rozpoznawalny podobnie jak Hrad czy most Karola.
Informacje na temat tego kościoła należy sobie przeczytać gdzie indziej (na przykład tu) - mój blog nie jest od takich oczywistości :) Jakoś mnie zawsze bardziej interesuje odkrywanie miejsc i rzeczy nie figurujących w przewodnikach, a Týnský chrám jest w każdym.
Dla mojego postu wystarczą trzy zdania: że to kościół gotycki na Rynku Starego Miasta, że pracował tu Peter Parler i że w środku jest grób Tychona Brahe. Minimalistycznie :)
Może jeszcze dodam tylko, że wstęp jest płatny, a w środku nie wolno robić zdjęć.
A teraz skoncentruję się na meritum czyli co mnie skłoniło, żeby dziś o tym pisać. Mam taką książkę:
Zajrzałam do niej ostatnio przed snem, żeby sobie jedną legendę na dobranoc przeczytać i padło właśnie na taki tytuł: O střeše Týnského kostela.
Otóż więc.
Świątynia długo pozostawała bez zadaszenia w związku z wojnami husyckimi. To znaczy przykrycie było, ale tymczasowe i często deszcz padał do środka kościoła. W końcu mieszkańcy Starego Miasta zaczęli składać pieniądze na nowe pokrycie, przecież ich główny kościół nie mógł wyglądać jak żebrak. Za zebrane ofiary kupowano pnie drzew i zwożono je na rynek.
Już miały się zacząć prace, gdy wydarzyła się ta historia - ujęto właśnie Jana Rohacza z Duby (Jan Roháč z Dubé), przywódcę radykalnego odłamu husytów, tzw. sierotek (najbliższych współpracowników Jana Žižki, którzy tak się nazwali po jego śmierci). Po czterech miesiącach obrony w oblężonym zamku w Syjon zamek zdobyły wojska czeskie i węgierskie, a obrońców przewieziono do Pragi, gdzie 9 września 1437 roku z rozkazu króla Zygmunta Luksemburskiego zostali powieszeni.
Król polecił zabrać kłody przygotowane do budowy dachu kościoła Tyńskiego, wywieźć je za miasto i zbudować z nich trzypiętrową szubienicę - bowiem Rohaczowi towarzyszyło na ostatniej drodze 52 druhów.
Król co prawda po wykonanej egzekucji kazał drewno przywieźć z powrotem na rynek Starego Miasta, ale rajcy miejscy się temu sprzeciwili, uważając, że zostało ono skażone i nie powinno się z niego budować dachu kościoła. Władca jednak nie zamierzał fundować nowego drewna, tak więc świątynia dalej stała bez dachu.
Pomógł dopiero przypadek. Po śmierci Zygmunta królem został obrany Ladislav Pohrobek czyli Władysław Pogrobowiec (urodził się cztery miesiące po śmierci Zygmunta). Miał 17 lat, gdy aranżowano jego małżeństwo z córką króla Francji. Prażanie postawili na rynku wielkie rusztowanie, aby się na nim odbywały turnieje, jak to zwykło się czynić przy weselnych uroczystościach. Tymczasem młody król zmarł tuż przed ślubem (podejrzewano, że został zamordowany przez przeciwników politycznych, tymczasem jego śmierć była wynikiem białaczki).
W każdym razie znów na rynku było mnóstwo drewna, które można było użyć do pokrycia wreszcie kościoła. Jednak znaleźli się tacy, którzy narzekali - że tego drewna na kościół nie było, a na błahe rozrywki znalazł się cały las, więc to dobrze nie wróży. Żeby Pan Bóg nas nie pokarał!
I faktycznie - nowy dach nie trwał długo. Już po kilku latach pewnej burzliwej nocy do jednej z wież uderzył grom, a rano mimo usilnej akcji gaszenia pożaru z kościelnego dachu została zaledwie garstka popiołu.






No, żeby zrobić zdjęcie dachu, musiałabym mieć drona :)







Ale nie do końca tak jest.
Wystarczy skręcić w uliczkę po lewej stronie kościoła...


A z niej w pierwszą przecznicę w lewo. Stamtąd już można przynajmniej część dachu zobaczyć :) Mnie się akurat przytrafiło, że pracowali na nim panowie - niekoniecznie dekarze, ale coś tam majstrowali z linami, co uwieczniłam, ku radości jednego z nich :)







Korzystam z okazji, żeby wcisnąć tu dwa zdjęcia, których nie miałabym innej okazji, żeby wykorzystać :)
Żartowałam sobie, że to ksiądz proboszcz przyjechał do roboty - motocykl stał obok kościoła - ale zaraz usłyszałam, że to musiałby być polski ksiądz, bo czeski to raczej przyjechałby na rowerze...


Jak można przeczytać w tym artykule, obecnie kościół NMP przed Tynem pokryty jest niepalnym dachem.


Zdjęcia dachu z 14 sierpnia 2018 roku
Pozostałe - różnie: 2016, 2018, 2019

Majowa Praga 2023

Okropne to jest, żeby tak kompletnie nie mieć czasu na tego bloga. Zbliża się kolejny majowy wyjazd, a ja nawet nic nie napisałam o tym z ze...