Kubistyczny cmentarz - jedyny na świecie

Najpierw muszę się do czegoś przyznać - nie umiem obojętnie przejść obok cmentarza. To dla mnie miejsce nie tylko zadumy, ale i spacerów :) Zwłaszcza, że mam takie założenie, że sama na żadnym cmentarzu nie spocznę :)
Tak więc, gdzie tylko jestem, zwiedzam cmentarze.
Ile ich już widziałam w Pradze? Dałoby się policzyć, ale wymagałoby to trochę pracy czyli przejrzenia wszystkich zdjęć z czterech pobytów i wynotowania. Może kiedy indziej :)
W każdym razie w sierpniu zeszłego roku byłam na SIEDMIU, tego rekordu już chyba nie pobiję.
I jednym z tych siedmiu był właśnie cmentarz w dzielnicy Ďáblice czyli Ďáblický hřbitov.

Gdzie to jest? Daleko trochę, bo na północnym wschodzie. Można tam dojechać tramwajem numer 10 - do samego końca. Kto nie chce się telepać długo przez całe miasto, może wsiąść w linię C (metrem szybciej... niby, bo jak się doliczy to zjeżdżanie w dół, wjeżdżanie w górę etc. to wychodzi problematycznie) i wysiąść na stacji Ládví (szósta od Muzeum), a tam, tak czy siak, poczekać na tę dziesiątkę, tyle że zostaną jedynie trzy przystanki.
Mapki:
Tu poniżej widać te stacje i przystanki. Pod czerwoną kreską jest pętla tramwaju.
No i widok z lotu ptaka :)
Widać, jak cmentarz jest duży. Istotnie to drugi co do wielkości w Pradze, po cmentarzach Olszańskich. Ma 29 hektarów powierzchni, a powstał w latach 1912-1914.
Zaprojektował go architekt Vlastislav Hofman w stylu kubistycznym: ogrodzenie, brama wejściowa, kaplica. Ba, nawet takie szczegóły, jak kosze na śmieci, lampy, ujęcia wody - wszystko to w niezwykle wówczas popularnym stylu, który tak wspaniale rozwinął się właśnie w Pradze. Takiego cmentarza nie ma nigdzie indziej na świecie i z tym nikt nawet nie będzie próbował dyskutować (jak z istnieniem Jary Cimrmana).
Niestety nie cały projekt Hofmana został zrealizowany, w związku z wybuchem I wojny światowej... a po wojnie już do tego nie powrócono.

Są dwa wejścia na cmentarz, tu poniżej jest to, które obecnie jest używane jako główne.


Gdyby się ktoś wybierał na zwiedzanie, to specjalnie zamieszczam zdjęcie tablicy z godzinami otwarcia.


Blisko wejścia znajdziemy też plan cmentarza. Zwróćcie uwagę na zaznaczony na niebiesko teren z napisem LES (czyli LAS). Do tego zaraz wrócę.
Tymczasem jeszcze spojrzenie na bramę wejściową już ze środka.
A tu widok w lewo, gdzie są kolumbaria.

Od pierwszego pobytu w Pradze fascynuje mnie ten napis i ta koncepcja - louka rozptylu, z kórego na własny użytek zrobiłam "łąkę rozpyłu". Wikipedia podaje, że jest to miejsce rozptýlení ludzkich prochów. A słownik czesko-polski mówi, że rozptýlení to rozproszenie, rozszczepienie. Brak definicji w tym kontekście, cóż, to po prostu będzie rozsypanie.
Takie miejsce przeznaczone dla rozsypania prochów nazywa się po polsku "ogrodem pamięci" - tyle, że nie istnieje. To znaczy, z tego, co słyszałam, już na kilku polskich cmentarzach łąki takie wydzielono, ale używać ich nie można, bo polskie prawo nie zezwala na taką formę pochówku. Rozsypanie ludzkich prochów jest u nas karalne.


Ale dobrze, zmierzajmy do tej łąki.

Ďáblický cmentarz ma niepowtarzalną atmosferę. Przy okazji - tak, dobrze się domyślacie, to cmentarz diabelski, ale nazwa pochodzi od dawnej wsi, którą przyłączono do Pragi w 1968 roku.
Nie widać tu tak dobrze nam znanych grobów i nagrobków (też są, ale w innej części), spacerujemy wśród drzew i trawników.
Śpiewają ptaki, w trawie między polnymi kwiatkami uwijają się pszczoły, mamy wrażenie przebywania w parku. I ten niesamowity spokój.






















































Przed nami wyłania się obřadní síň czyli sala obrzędowa. U nas to by była raczej kaplica.


Wspomniane kubistyczne ujęcie wody...
I takież w stylu miejsce przeznaczone dla ceremonii rozsypania prochów.

















































I rozbrzmiewająca buczeniem owadów łąka pamięci.

Zasada jest taka, że na łąkę nie wolno wchodzić. Jeśli ktoś chce zapalić znicz albo położyć kwiaty, może to zrobić przy samym brzegu. Na innym cmentarzu widziałam specjalną metalową konstrukcję wzniesioną z boku w tym celu.
Wokół alejki z ławeczkami.



Jakież to różne od naszych cmentarzy, gdzie każde miejsce zajęte jest przez granitowe grobowce (niedawno widziałam naszykowane piwniczki... obok śmietnika), a drzewa wycina się, bo zagrażają bezpieczeństwu.

I teraz wracam do wspomnianego LASU. Otóż w 2015 roku powstał tu LAS PAMIĘCI. Prochy swoich bliskich można złożyć między korzenie drzew. Na drzewie można umocować tabliczkę upamiętniającą zmarłego. Można powiesić huśtawkę, można ułożyć w trawie pomalowane kamienie.





Można przyjść z przyjaciółmi na wspominki. Przynieść zdjęcia i zawiesić je między drzewami. Zapalić znicz albo świeczki na wodzie. Posiedzieć. Zaśpiewać.




Ale cmentarz jest znany jeszcze z innych powodów.
Po pierwsze jest tu rodzaj Alei Zasłużonych - čestné pohřebiště. Pochowani tam są jugosłowiańscy i włoscy partyzanci oraz ofiary praskiego powstania z maja 1945 roku.



Następnie - groby osób umęczonych i zamordowanych w latach 50-tych, które chowano w zbiorowych mogiłach, oczywiście potajemnie, przy północnym murze cmentarza. Sprawa wyszła na jaw dopiero w latach 90-tych i wówczas umieszczono w trawie tablice z nazwiskami ofiar. Wśród nich - żelazny krzyż proboszcza Josefa Toufara, zamęczonego przez Urząd Bezpieczeństwa z powodu tzw. cudu čihostskiego.
Ilość pochowanych tu więźniów politycznych - 207. Zamęczonych lub tych, którzy dostali tzw. czapę.

Emocjonalnie większe wrażenie robi jednak szereg grobów niemowląt, czy wręcz noworodków. To były dzieci, które urodziły matki-więźniarki polityczne, a z powodu kompletnego braku opieki lekarskiej umierały po kilku dniach. Pochowano ich tu 37.


Wyszłam z cmentarza tą bardziej znaną z podręczników historii sztuki bramą z dwoma kioskami, tyle że właśnie trwały prace remontowe.


A na końcu jeszcze dodam link do jednego z programów Z metropole Czeskiej Telewizji.

Na dachu Lucerny


O Lucernie usłyszałam już za pierwszym pobytem, ale jedynie jako o kinie. Tak mi się wówczas ustaliła tradycja, że za każdym razem w Pradze idę tam na film. Natomiast nigdy jakoś nie schodziłam budynku wzdłuż i wszerz, ani nie zainteresowałam się głębiej jego historią, poza oczywistością czyli że został wybudowany przez dziadka prezydenta Havla i że znajduje się tam słynna rzeźba Davida Černého "Koń".

Ale nawet nie wiedziałam, że lucerna to po czesku latarnia :)
Potem przeczytałam, że małżonka budowniczego pałacu, Emilie Havlová, gdy zobaczyła po raz pierwszy plany fasady budynku, powiedziała:
- Przecież to samo szkło, to wygląda jak jakaś latarnia!
I tak zostało.

W międzyczasie w czeluściach Facebooka znalazłam profil Střecha Lucerny i zeszłego sierpnia, akurat przebywając w Pradze, przeczytałam, że organizują przez kilka dni wielki spęd na dachu - chodziło o zebranie środków na dokończenie inwestycji/przystosowanie dachu do działalności ogólnie rzecz biorąc kulturalnej. Oczywiście musiałam skorzystać z takiej okazji - wyleźć na dach niecodziennie się zdarza :)
Było to ostatniego mojego wieczoru w Pradze, a od dwóch czy trzech dni byłam z lekka kontuzjowana, kulałam po prostu, stopa mnie bolała i z pewnością nie nałaziłam się po tym dachu tyle, ile bym chciała - zwłaszcza, że tam co krok to schody i schodki.
Jak wspomniałam w poprzedniej notce, droga na dach wiodła windą typu paternoster, co było dodatkową atrakcją.
Na dachu tłumy dzikie :)
I atmosfera pikniku.
Oczywiście Czesi nie byliby sobą, gdyby nie uruchomili z tej okazji kramiku z napitkami.
Każdy robił co chciał, jedni fotografowali, inni popijali, inni jeszcze leżeli na deskach, którymi dach był już częściowo wyłożony i opalali się czy oglądali płynące po niebie chmury i myśleli o niebieskich migdałach.
Bardziej kumaci w topografii Pragi rozszyfrowywali bliższe i dalsze budynki.
Było bardzo sympatycznie, choć tłoczno.
Trochę jak na pokładzie statku, zawieszeni gdzieś między wodą/ziemią a chmurami :)

























Fajne wspomnienie słonecznego popołudnia końca lata. Mam nadzieję, że i podczas najbliższego, majowego wyjazdu, spotka mnie choć jedna równie miła niespodzianka :)

Štencův dům jeszcze raz (na You Tube)

  Pisałam swego czasu o tej kamienicy , a dziś trafiłam na film o niej na profilu Adama Gebriana, który dość często przeglądam. Pan Gebrian ...