Znowu na Cibulce


W lipcu tego roku przeczytałam na stronie Galerie hlavního města Prahy, że 18-go sierpnia, kiedy miałam być w Pradze, odbędzie się spacer po Cibulce (komentovaná procházka po usedlosti Cibulka) z cyklu Příběhy pražských soch a sousoší. Zaraz napisałam w tej sprawie na podany adres mailowy i zarezerwowano mi miejsce.
Link do szukania takich okazji - tutaj. Okazji, bo nie dość, że o danym miejscu i obecnych tam dziełach sztuki opowie fachowiec, to jeszcze opłata jest doprawdy symboliczna (20 koron czyli 3,50 zł).
Dla mnie była to druga wizyta na Cibulce, właściwie trzecia, jeśli wziąć pod uwagę majowe spotkanie z autorką książki Život na Cibulkách, panią Evą Malá. O książce pisałam tutaj, a o poprzednim zwiedzaniu Cibulki tu. Do tego ostatniego linku zapraszam - są tam mapki, dojazd no i skromny opis.
Dziś chciałabym dodać zdjęcia z tegorocznego spaceru, dokumentujące obecny stan.
Usedlost niszczeje nadal. Także chiński pawilon nie wydaje się w lepszej kondycji. Od zeszłorocznego zdjęcia tegoroczne różni się jedynie tym, że postawiono rusztowania. Ale chyba nic się na nich nie dzieje, a w pobliżu rozbił namiot jakiś bezdomny...

Spotkanie mieliśmy umówione pod figurą św. Jana Nepomucena, więc skorzystałam z czekania i zrobiłam kilka dalszych zdjęć.

Po drodze do pawilonu chińskiego przyglądaliśmy się z uśmiechem, choć z oddali, sesji fotograficznej. Czy była to sesja piesków czy modelek, nie wiadomo :)

Po drodze spotkaliśmy też Jupitera, trzymającego lewą ręką orle skrzydło. Rzeźba stoi na rozpadającej się obudowie źródła, dziś już wyschłego.

Chiński pawilon, jak widać, wygląda kiepsko.

Usedlost też w nielepszym stanie.


Przyjrzeliśmy się zamurowanemu oknu, gdzie swego czasu pilnowało wejścia popiersie ogrodnika.
To cała legenda o OGRODNIKU, KTÓRY ZAMIENIŁ SIĘ W KAMIEŃ.
Na Cibulce pracował ogrodnik nazwiskiem Šmelhaus. Bardzo był chytry, a jego ulubionym zajęciem było liczenie i podrzucanie do góry złotych monet. O jego córce mówiono w okolicy, że będzie miała piękne wiano. Sam Šmelhaus jednak postanowił, że wyda ją za mąż dopiero w wieku 30 lat albo wcale - szkoda mu było pieniędzy. Aż tu nagle dowiaduje się, że dziewczyna poznała jakiegoś biednego czeladnika. Córkę zbił i wypędził z domu. Wiadomość o tym rozniosła się po Košířech i ogrodnik stał się obiektem nienawiści sąsiadów. Po kilku dniach córka wróciła do domu prosić ojca o przyjęcie jej z powrotem, ale ten wygnał ją ponownie. Biedna dziewczyna już miała popełnić samobójstwo, gdy ubogi amant postanowił jednak się z nią ożenić, mimo że na posag nie mógł liczyć. Pomocną dłoń podał im smichowski ogrodnik Donat przyjmując ich oboje do pracy. Jednakże młodzi małżonkowie musieli codziennie przechodzić koło domu Šmelhausa, a ten im wiecznie wygrażał z okna. Wołał, że doczeka się, aż zdechną z głodu, choćby miał na tym miejscu zamienić się w kamień. Tymczasem z żalu i tęsknoty za córką zmarła mu żona, a on sam nie mógł się pokazać na Smichowie, bo wszyscy go nienawidzili. Sześć lat później sparaliżowało go, zesztywniał i w strasznych boleściach umarł. Złotych monet nigdy nie znaleziono, a właściciel Cibulki kazał zamurować okno i umieścić w nim popiersie Šmelhausa w koszuli. Wielu wówczas uwierzyło, że ogrodnik naprawdę skamieniał.
Popiersie wyrzeźbił Václav Nedoma (za 50 złotych). W 1978 roku ktoś rzucił w nie kamieniem i mocno je uszkodził, zdjęto je potem i umieszczono w lapidarium Muzeum Narodowego.
/źródło: Eva Malá - Život na Cibulkách/



Tak wyglądał ten ogrodnik, zdjęcie zeskanowane ze wspomnianej książki Život na Cibulkách:






W poprzedniej notce o Cibulce wspominałam o pewnej arcyciekawej małej budowli:
W podwórzu wzniesiono piętrowy murowany budyneczek. Parter służył niegdyś jako psí bouda (biskup uwielbiał psy myśliwskie), a piętro jako holubník czyli gołębnik. Wysokość tego budyneczku wynosi 2 metry, niestety są naruszone fundamenty i przechyla się.
Spotkała mnie na wycieczce niespodzianka, bo podeszliśmy z boku i zza muru mieliśmy możliwość obejrzenia tej nietypowej psiej budy, choć oczywiście nie z bliska.



A tu skan z tej samej książki:

Byliśmy też oczywiście na wieży widokowej.
Moja praska przyjaciółka Věra nie omieszkała się wdrapać na górę. Tu w drodze na dół :)

Nasza przewodniczka była zaopatrzona w archiwalne zdjęcia.

Wycieczkę skończyliśmy koło rzeźby Diany z psami. Kiedyś chroniła ją od niepogody altanka, ale w 1959 roku zniszczyła ją burza i od tej pory Diana skazana jest na śnieg i deszcz. Przewodniczka zwróciła naszą uwagę na niezbyt piękną i nieproporcjonalną głowę bogini, prawdopodobnie nie wykonał jej sam rzeźbiarz, ale któryś z członków warsztatu.

Zdjęcia z 18 sierpnia 2019 roku

Motol - cmentarz i krematorium

I znów jesteśmy w Motole. Do dzisiejszej notki zainspirowały mnie doniesienia prasowe związane z pogrzebem Karela Gotta w zeszłym tygodniu.
Právě v krematoriu v Motole skončila cesta zpěváka Karla Gotta - pisali.
Po uroczystościach w katedrze św. Wita na Hradczanach trumna została przewieziona do krematorium w Motole. A ja już dawno o tym miejscu miałam napisać.
Za każdym pobytem w Pradze odwiedzam jakiś cmentarz, często dwa albo trzy, a do tej pory napisałam tylko o jednym. Czas to nadrobić.
O Motole pisałam tu i tu. Podeszłam właściwie pod bramę cmentarza w tej ostatniej notce. Dziś przeglądam zdjęcia sprzed dwóch lat, przypominam sobie, że zwiedzanie motolskiego cmentarza ledwie napoczęłam, bo byłam już głodna i chciałam wracać do miasta, ale zdążyłam jeszcze zajść do biura - jakiś pracownik cmentarza, zapytany o coś, mnie tam odesłał. Zdaje się, że rozmawiałam o cenach pochówków :) To był wówczas dla mnie dość nowy temat, te krematoria, pochówki urnowe i łąki przeznaczone do wysypywania popiołów.
Zaczynam mapkami.
Praga lewobrzeżna. Prowadzi nas tam ze Smíchova długa ulica Plzeňská. Z tramwaju 9, 10, 15 lub 16 wysiadamy na przystanku Krematorium Motol.

Trzy przystanki wcześniej jest Cibulka, o której pisałam i jeszcze planuję coś dodać, bo byłam tam znowu. Ale nie polecam łączenia tych destynacji - cały Motol plus Cibulka, chyba że dla bardzo wytrwałych. Ja już dawno harcerką nie jestem i lubię sobie kilometry i przyjemności dozować :)


Ponoć cmentarze w Pradze zajmują powierzchnię dwóch milionów metrów kwadratowych. Nieustannie się przy tym zapełniają. Nic więc dziwnego, że już w 1937 roku myślano o wybudowaniu nowego krematorium na granicy Motola i Košíře. Architekt Alois Mezera opracował plan, ale wkrótce wybuchła wojna i diabli plan wzięli. Na nowo zaczęto myśleć o budowie po wyzwoleniu. Pozyskano w tym celu odpowiednie działki w Motole i rozpisano konkurs na nowy projekt architektoniczny. Z konkursu wyszedł zwycięsko arch. Josef Karel Říha i w 1951 roku rozpoczęto budowę na 12 hektarach leśnego terenu. Powstała oczywiście sala obrzędowa, mieszcząca 200 osób, samo krematorium i naturalnie miejsce na pochówki.
Dane statystyczne mówią, że od otwarcia krematorium w 1954 roku do rozpoczęcia remontu w 1994 roku zostały tu spopielone (w dwóch piecach) 234 834 ciała.

I tu należałoby może wspomnieć o tym sposobie pochówku.
W Austro-Węgrzech aż do roku 1918 czyli do końca istnienia monarchii nie można było ciał palić, więc tym bardziej budować krematoriów. Kto w tym czasie życzył sobie takiego pochówku, musiał zostać przewieziony do Niemiec (gdzie do roku 1914 powstały 53 krematoria). Kościół katolicki sprzeciwiał się również chowaniu urn z ludzkimi popiołami na cmentarzach. Pierwszym Czechem - a właściwie Czeszką - pochowaną po spopieleniu na cmentarzu była Augusta Braunerová, matka znanej malarki Zdenki Braunerovej. Zmarła w Paryżu i tam została spopielona, ale urnę przywieziono do Pragi (córki wiozły ją w pudle na kapelusze) i pochowano na cmentarzu wyszehradskim. Kościół się na taki pochówek nie zgadzał, ale rodzina była znana i wpływowa, więc zawarto kompromis: obrzęd pogrzebowy odbył się, tylko przebiegł bez udziału księdza.

W 1919 roku jednakże przyjęto prawo, gdzie jeden z dwóch paragrafów mówił o tym, że spopielanie ciał jest dozwolone. W 1921 roku przyjęto prawo, dokładniej precyzujące warunki spopielania i prowadzenia krematoriów. Pierwsze powstało już w 1915 roku w Libercu, ale działalność mogło zacząć dopiero w 1919 roku. W Pradze prowizorycznie adaptowano w tym celu nową salę obrzędową na olszańskim cmentarzu.
Kościół jeszcze długo sprzeciwiał się nowym obyczajom i właściwie zakazywał pogrzebów katolickich dla urn. Ba, nie pozwalał umieszczać urn na swoich cmentarzach!
Jednakże Sąd Najwyższy w 1936 roku uznał, że nie wolno zakazywać pochówków urnowych na żadnym cmentarzu. Kościół mimo to formalnie uznał takie pochówki dopiero w 1962 roku.
Kościół ewangelicki miał bardziej liberalne poglądy i już w 1898 roku pozwalał swoim duchownym na uczestnictwo w takich pogrzebach.

Tyle pokrótce historii, a dodać jeszcze należy, że jeśli chodzi o Pragę oprócz wspomnianego prowizorycznego krematorium na cmentarzu olszańskim, w 1932 roku uruchomiono nowe w Strašnicach. To jest największe w Europie i często pojawia się w filmach :)

Obecnie spopielanie zwłok stanowi najbardziej rozpowszechniony sposób pochówku w Czechach. Toteż na cmentarzach powstają nie tylko kolombaria, ale również specjalne łąki, na których rozrzucane są prochy, zwane ogrodami pamięci (Rozptylová loučka albo louka). Na łąki nie wolno wchodzić, zazwyczaj przy brzegu znajduje się specjalne miejsce, gdzie można złożyć kwiaty lub zapalić znicz. Za specjalną opłatą można też upamiętnić bliskiego małą tabliczką.
Coraz częściej słyszy się o nieodbieraniu przez rodzinę urn z popiołami z krematoriów, no ale to już chyba znak czasów :(

A teraz zapraszam na spacer po motolskim cmentarzu - tej jego części blisko wejścia, którą zdołałam zobaczyć.
Naszukałam się w internecie informacji o rzeźbach, a tymczasem znalazłam je w książce w domu.
Kobitka przy bramie to Ból (Bol). Autor - Stanislav Hejný. Nic o nim nie znajduję gdzie indziej, natomiast na stronie VETŘELCI A VOLAVKY wspomina się o rzeźbiarzu nazwiskiem Miloslav Hejný. No to już nie wiem. Może w książce się pomylili? W każdym razie ta rzeźba z piaskowca powstała w 1955 roku. Powiedziałabym, że się wpisuje w klimaty socrealistyczne, ale co ja się tam znam.


Z czasów po roku 1989 pochodzi pomnik ofiar komunizmu - wspomnienie dramatycznych lat 50-tych. Ale do niego nie dotarłam :( Tu jest tylko informacja, że tędy należy iść... O tym napiszę więcej, gdy tam wrócę.











W głebi widoczny budynek krematorium i sali obrzędowej (obřadní síň).






Przed budynkiem krematorium zatonęła w gąszczu rododendronów rzeźba-akt starej kobiety nazwana Dohasínající krása. Autor - Amort Vilím. O tej rzeźbie nieco się znalazło - tutaj. Bardzo ciekawe, bo okazuje się, że ten brązowy posąg nie powstał dla tego miejsca, bowiem pochodzi z 1913 roku, a Vilím planował postać Matki Boskiej pod krzyżem. Pozowała mu zresztą jego żona. W końcu powstał akt, o którym rzeźbiarz pisał w swoim dzienniku, że to studium więdnącej urody kobiecej, kończącego się powoli życia. Polecam zajrzeć do zalinkowanej strony, bo u mnie widać tylko głowę, tam jest lepsze zdjęcie.




Ale największe wrażenie zrobił na mnie gaj urnowy (urnový háj) pośród drzew. Zresztą ten cmentarz nazywany jest lesní hřbitov czyli leśny. Cudowny spokój, wyciszenie, dobiegający jedynie śpiew ptaków, zieleń naokoło...














Linki:
- cmentarz na Wikipedii
- cmentarz motolski po polsku
- krematorium na Wikipedii
- o krematorium po polsku
- strona przedsiębiorstwa pogrzebowego
- cennik usług pogrzebowych (ale bez cen, trzeba dzwonić)
- artykuł o Motole
- o Święcie Zmarłych dwa lata temu
- znani pochowani na cmentarzu
- spis cmentarzy w Pradze, będzie inspiracją :)


Zdjęcia z 17 sierpnia 2017 roku

 

W programie Z metropole z 22 stycznia 2022 roku jest materiał o kremacjach i krematoriach w Pradze, pojawia się tam również Motol (klik - od '19).

Majowa Praga 2023

Okropne to jest, żeby tak kompletnie nie mieć czasu na tego bloga. Zbliża się kolejny majowy wyjazd, a ja nawet nic nie napisałam o tym z ze...