Katedra św. Wita - grób św. Jana Nepomucena

Nie zabieram się za pisanie o katedrze, bo rzeczy oczywiste zostawiam innym, zwłaszcza autorom przewodników :)
Natomiast wczoraj przeczytałam w książce, którą widać poniżej, kilka legend związanych z jednym miejscem - grobem św. Jana Nepomucena, znajdującym się u św. Wita.
I tym pragnę się podzielić, bo pewnie w polskojęzycznej literaturze na temat Pragi trudno to będzie znaleźć.

Ten grób nie znajduje się w żadnej z katedralnych kaplic, choć jedna z nich jest dedykowana temu właśnie arcypraskiemu świętemu.
Ogromny nagrobek, wysokości 5 metrów, wznosi się w prawej nawie kościoła, więc nawet niezbyt uważny zwiedzający go nie przeoczy.
Jest to ponoć największy w Czechach pomnik ze szlachetnego kruszcu - dwie tony srebra, proszę państwa.
Powstał w latach 30-tych XVIII wieku.

Przepraszam znów za jakość zdjęć - zawsze mi takie wychodzą we wnętrzach, z mojego głupiego jasia.

Więc tak: Św. Jan Nepomucen klęczy na sarkofagu podtrzymywanym przez dwa anioły.
Na marmurowej balustradzie poniżej przysiadły cztery Cnoty świętego, a z kolei w powietrzu fruną kolejne cztery anioły, które unoszą wspaniały baldachim.


O, tu jest więcej baldachimu.


Cherubinek trzyma tarczę z wyobrażeniem - czerwonego języka Nepomucena :)
Czyli po prostu symbolu niezłomnego trwania przy tajemnicy spowiedzi.

Bowiem, wedle jednej z legend, św. Jan Nepomucen, spowiednik królowej, został umęczony i w końcu zrzucony z mostu do Wełtawy, gdy odmówił wydania tajemnicy spowiedzi zazdrosnemu o żonę królowi Wacławowi IV.

Więcej o świętym można przeczytać tutaj i tutaj, ale oczywiście lepiej jest przejść na czeską wersję strony, bogatszą w informacje.

A teraz obiecane legendy.
Pierwsza opowiada o DOKUMENCIE NA GROBIE.
W czasie, gdy Jana Nepomucena kanonizowano (wiek XVIII) żyła na Małej Stranie pewna szlachcianka-hrabianka. Mieszkała w pałacu u stóp Hradu. Gdy tylko zmarł jej mąż, pozbawieni skrupułów krewni zaczęli na nią naciskać twierdząc, że dla nich właśnie hrabia przeznaczył cały swój majątek.
Wdowa podała ich do sądu, ale wszystkie procesy przegrała, bowiem chciwcy podpłacili sędziów.
Wtedy nasza bohaterka postanowiła wysłać prośbę do cesarza, żeby on sam spór rozsądził i nad nią się zlitował.
Prośbę tę napisała i poszła z nią do katedry, gdzie zamówiła mszę na grobie św. Jana w nadziei, że ten wstawi się za nią u Boga. Żeby zapewnić sobie wysłuchanie prośby, położyła ją wręcz na grobie, a przez całą mszę modliła się żarliwie. Po mszy zaś, gdy chciała wziąć prośbę z powrotem, żeby ją posłać do monarchy, zobaczyła, że po liście nie ma ani śladu.
Uznała, że ktoś go ukradł i jeszcze tego samego dnia napisała nowy.
Nazajutrz znów położyła go na grobie, ale tym razem podczas modlitw nie spuszczała go z oczu. Gdy ksiądz już odszedł od ołtarza i wdowa chciała wziąć list, zdumiona ujrzała, że na grobie leżą dwa - i ten nowy i ten poprzedni. Otwarła pierwszy list i jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła w nim podpis cesarza i przeczytała, że władca rozstrzygnął spór na jej korzyść.
W sądzie uznano podpis monarchy, ale zaczęto w Wiedniu rozpytywać, kto też wymógł na cesarzu takie rozstrzygnięcie. I tam dowiedziano się, że z wdowim podaniem przyszedł do dworu jakiś kanonik, który tak przemyślnie świadczył o prawach hrabianki, że cesarz dał się przekonać i sprawiedliwie rozsądził.
Kanonikiem był oczywiście św. Jan Nepomucen :)


Legenda druga O ZŁOTEJ LAMPIE NAD GROBEM.
Nad grobem św. Jana Nepomucena wisi po pięć srebrnych lamp z każdej strony, ale kiedyś była między nimi i złota lampa. Zawieszano ją jedynie przy rozmaitych uroczystościach, ale służba katedralna musiała jej wtedy pilnować, bo zawsze, w każdych czasach znaleźli się niepoczciwcy, którzy próbowali ją ukraść.
Zdarzyło się, że mistrz-złotnik, który lampę tę niegdyś zrobił, popadł w nędzę z całą rodziną. Jego wierzyciele chcieli go wsadzić do więzienia za długi. Złotnik modlił się do św. Jana, którego czcił jako patrona dobrego imienia. Również rodzina złotnika co wieczór zanosiła do świętgo modły.
I otóż jednej nocy objawił się święty we śnie złotnikowi i rzekł mu:
"Nie bój się uczynić, coć mówię. Idź do mojego grobu na Hrad i zabierz tam tę złotą lampę, którąś niegdyś ku mej chwale wyrobił."
Oczywiście złotnik po przebudzeniu myślał, że było to diabelskie mamienie. Gdy jednak święty zjawił się ponownie drugiej i trzeciej nocy i powtórzył swą radę, złotnik udał się do katedry.
Ukląkł u grobu, ale opuściła go odwaga, choć kościół był pusty. Poprosił więc świętego o znak, żeby wiedział, iż nie popełnia grzechu. I wtedy lampa zaczęła się opuszczać w dół... więc złotnik ją odczepił i pod płaszczem przyniósł do domu.
Przetopił złoto i część sprzedał i popłacił długi. Z reszty złota zrobił mnóstwo biżuterii, która nieoczekiwanie miała wielki zbyt, zarobił więc dużo i nie bał się już nędzy.
Pełen wdzięczności wybrał się więc ponownie do grobu świętego, by mu podziękować za pomoc. Wówczas zobaczył, że złota lampa ciągle tam wisi.
Postanowił wykonać nową, jeszcze piękniejszą i bogatszą lampę, zdobną drogimi kamieniami. Zaniósł ją do katedry, a wtedy stara lampa po prostu zniknęła, by zrobić miejsce nowej, ufundowanej z wdzięczności za to, że św. Jan uratował człowieka od nędzy i hańby.

Vršovice - kościół św. Mikołaja

Dziś zapraszam do Vršovic, części 10 dzielnicy Pragi.
Vršovice leżą o rzut beretem od Nusli, gdzie się zwykle zatrzymuję i sama nie wiem, jak to się stało, że dopiero za trzecim pobytem w Pradze tu zawitałam. O majowym poranku odbyłam spacer po górnej części dzielnicy, a teraz, przeglądając zdjęcia i dostępne mi wydawnictwa, obiecuję sobie, że znów się tam pojawię.
Tymczasem wracam wspomnieniami na plac Vršovicki czyli Vršovické náměstí, gdzie jednym z trzech najważniejszych budynków jest kościół św. Mikołaja - kostel svatého Mikuláše.
Są w Pradze trzy kościoły o tym wezwaniu, czemu można by się dziwić, bo wszak w jednej miejscowości nie powinno być nawet dwóch świątyń dedykowanych temu samemu świętemu, ale wytłumaczenie jest proste - Vršovice wcześniej były osobnym miastem i dopiero w roku 1922 zostały przyłączone do Pragi.

Jak tu trafić?
Można pociągiem :) to zaledwie jeden przystanek z dworca głównego, wystarczy wsiąść w S9, który kursuje co pół godziny,a w godzinach szczytu (czyli, jak mówią Rosjanie, czasie pik) nawet częściej. Można też skorzystać z S3 lub z S8, ale one jeżdżą rzadziej.
Informuję, że jeśli ktoś przyjeżdża do Pragi na nieco dłuższy pobyt niż weekendowy, najlepszym rozwiązaniem jest zakup biletu miesięcznego. W jego ramach możemy również korzystać z pociągów, oczywiście tylko w obrębie Pragi.
Na stronie komunikacji miejskiej znajdziemy wszelkie informacje. Z analizy cen biletów wynika, że już od 6-dniowego pobytu warto taki miesięczny bilet zakupić. Aktualna cena to 550 koron. Za pierwszym razem trzeba wyrobić sobie legitymację - potrzebne będzie zdjęcie. Ja zawsze wykupuję znaczek do kolejnego biletu na dworcu głównym zaraz po przyjeździe. Tam kieruję pierwsze kroki, a drugie do stoiska z filmami :)


No ale prościej będzie chyba dojechać z miasta tramwajem. Zależnie od punktu wyjścia może to być 4,6,7,22,24.
Jak zwykle, skopiowałam mapki z googla :)




Czy od pociągu czy od tramwaju - docieramy na Vršovické náměstí, gdzie u góry jest tzw. Rangherka (o niej osobno kiedy indziej), a po lewej kościół, prawie niewidoczny zza gęstwiny zieleni. Gdyby nie ta wieża...

Mam wielką słabość do wież kościelnych i do zegarów na tychże wieżach :)

Więc jeszcze jeden widoczek.

Właśnie, zegar.
Wyczytałam, że został on poświęcony 30 września 1866 roku. Gmina zapłaciła za niego 600 zl panu Proškovi z Sobotky. Ponoć pokazuje on również przybywanie i ubywanie miesiąca oraz "ruch jutrzenki i gwiazdy wieczornej", ale w jaki sposób, to już nie wiem.


Nie pozostaje nic innego, jak obejść kościół wokoło.
Nie licząc oczywiście na to, że będzie otwarty :) jesteśmy w końcu w Czechach :)
Przy okazji przepraszam - stanowczo nadużyłam tego dnia filtru "żywe kolory" i efekt jest jaki jest.

Troszeczkę historii.
Niegdyś w tym miejscu stała romańska kapliczka, poświęcona w 1028 roku św. Marii Magdalenie. W roku 1374 przebudowano ją na kościół gotycki, dostawiono wieżę i chór i znów poświęcono, tym razem św. Mikołajowi. Od tamtej pory był to kościół parafialny.
Wojny, które toczono na ziemiach czeskich, nie oszczędziły świątyni, z której zostały jedynie mury.
Do prowizorycznej odbudowy doszło w XVII wieku, a w roku 1704 kościół został odbudowany w stylu barokowym.
W XIX wieku znów doszło do przebudowany, wydłużono nawę o 8 metrów. Vršovice miały już 13 tys. mieszkańców, głównie katolików dzięki pracy misyjnej jezuitów (wcześniej byli tu protestanci) i miejscowi kronikarze notowali, że "młodzież szkolna musiała często stać podczas mszy św. przed kościołem" z braku miejsca.







Rzeźba św. Jana Nepomucena wykonana w piaskowcu pochodzi z 1725 roku.
Pierwotnie stała na cmentarzu okalającym kościół, dziś umieszczono ją przy murze świątyni. Chroni ją daszek pokryty dachówką.
Cmentarz w pewnym momencie przestał wystarczać rozwijającym się Vršovicom i w 1864 roku założono nowy, przy drodze do Záběhlic, a w 1902 roku gmina zakupiła tereny pod kolejny cmentarz za nasypem kolejowym.






















































Obok kościoła stoi klasycystyczny budynek probostwa. Parafia miała wcześniej siedzibę we wspomnianej Ringherce, a w 1893 roku przeniosła się tutaj, do dawnej (i pierwszej) szkoły vršovickiej.


I jeszcze parę widoków spod Rangherki.
Do kościoła, zgodnie z przewidywaniami, nie udało się dostać, ale też w środku nie ma wiele do podziwiania, ma bardzo prosty wystrój. Zdjęcie wnętrza można zobaczyć na Wikipedii, gdzie zresztą jest bardzo solidny artykuł o kościele.






Ciekawostka: w tekście o dzwonach u św. Mikołaja znalazłam informację, że jest wśród nich dzwon - umíráček. Ma to być typ dzwonu używanego po śmierci jakiegoś parafianina. U nas istnieją jeszcze gdzieniegdzie (choć nie są używane) tzw. dzwonki za umierających, ale to coś innego, bo tych używa się podczas konania, żeby ulżyć w agonii. Można taki dzwonek zobaczyć na murze (zewnętrznym) kościoła Mariackiego czy u Dominikanów, a także u Reformatów.

Moje praskie zbiory - nowa paczka


Wczoraj dotarła do mnie kolejna paczka z książkami z praskiego antykwariatu.
Nic dziwnego, gdyby nie ten worek :)
Kompletnie nie wiem, dlaczego paczkę do niego załadowano, bowiem była opakowana zupełnie standardowo i porządnie, tak jak zawsze (owijają je w karygodne ilości czarnej folii).


Worek już historyczny :)


Niektórzy twierdzą, że powinnam go była zachować :)
No ale aż takim zbieraczem dupereli nie jestem.

Zbieram się do wielkiego postu o praskich książkach, ale to po tym, jak przyjdzie ostatnia paczka.
W zeszłym tygodniu podliczyłam swoje wydatki na te książki w ostatnich czterech miesiącach i wyszła mi astronomiczna suma, więc chwilowo postanowiłam dać spokój z buszowaniem po stronach internetowych praskich antykwariatów.
Jeszcze są w drodze trzy przesyłki i szlus :)

Letenský kolotoč czyli karuzela na Letnej


Internet po raz kolejny obiegły informacje o tym, że karuzela na Letnej czyli Letenský kolotoč będzie wreszcie odnowiona i udostępniona dzieciom.
Takie wiadomości pojawiają się co jakiś czas i... dalej nic z tego nie wynika.
Ale kto wie?
Może wreszcie sprawa ruszy z kopyta?
Końskiego kopyta :) bowiem integralną części karuzeli jest (a raczej było) 19 koni.

Ale po kolei.
Podczas pierwszej wizyty w Pradze w maju 2016 roku chodziłam po mieście z Pragą miastem magicznym Marka Pernala pod pachą. Rozdział XIV traktował o Letnie i Holeszowicach. Pewnego poranka wybrałam się więc tramwajem pod willę Františka Bílka i kontynuowałam wedle rozpiski :)
Tak znalazłam się w ogródku piwnym przez leteńskim zameczkiem, skąd jest fantastyczny widok na Pragę, a w chwilę później przed małym drewnianym budyneczkiem.
Najpierw jednak mapka.

Ten budeneczek to właśnie Letenský kolotoč czyli najstarsza istniejąca karuzela w Europie.
Pernal wspomniał o niej w swoim przewodniku:
Dwunastoboczny pawilon kryjący jeden z cennych zabytków technicznych XIX stulecia, karuzelę z drewnianymi konikami [...] Od 2004 roku jest własnością sąsiedniego Narodowego Muzeum Technicznego, które ponoć zamierza staruszkę uruchomić.

Przewodnik jest z 2013 roku, a więc widać jasno, od ilu już lat o tym się mówi... i tylko mówi?
Kilka dni temu jedna z gazet doniosła, że zaczynaja się prace nad rekonstrukcją i całość miałaby być gotowa na jesieni tego (już) roku.

Pogrzebałam trochę w internecie i w książkach i oto, co znalazłam.

Hasło na Wikipedii jest dość szczegółowe. Informuje, że właściciel Josef Nebeský postawił tę karuzelę pierwotnie na Vinohradach. Dokładna data nie jest znana, bowiem jako drewniana i przenośna (prowizoryczna) budowla nie podlegała karuzela prawu budowlanemu. Natomiast wiadomo, że w 1894 roku właściciel przeniósł ją na Letnę, która już od 10 lat należała do Pragi.
Karuzela stanęła obok przystanku pierwszej tramwajowej linii elektrycznej w Pradze, czynnej od 1891 roku.



I tutaj ta słynna karuzela działała od 11 lipca 1894 roku do lat 90-tych XX wieku. Służyła nie tylko dzieciom, ale również dorosłym, jak wnioskuje się z wielkości koni.
Właśnie, konie. Było ich 19 (albo 18 albo 21, różne źródła różnie podają), metalowej konstrukcji z drewnianymi nogami, ale całość obciągnięta była prawdziwą końską skórą. Oczy natomiast wykonano ze szkła.
Niedługo czekałam, żeby te konie zobaczyć, bowiem skusiłam się na wizytę w pobliskim Muzeum Technicznym (cudowne! cudowne!) i tam w wielkiej hali na parterze, wśród wspaniałych okazów samochodów i samolotów... :)







Wrócmy do historii.
W 1991 roku obiekt został wpisany do rejestru zabytków, co jednak nie przeszkodziło kradzieży orchestrionu w trzy lata później. Ktoś rąbnął również oryginalny dzwon.
W 2004 roku karuzelę zakupiło Muzeum Techniczne, no i od tej pory zbiera się fundusze na jej restaurację. W tę akcję włączyli się prażanie, z których wielu pamięta przejażdżki na karuzeli w dzieciństwie.
Aktorka Iva Hüttnerová, rodem z Letny, wspomina, że swego czasu rozniosła się po mieście plotka, iż w jednym z koni uwiły sobie gniazdo żmije. Dzieciaki wówczas przyglądały się, kto idzie jeździć na koniu, uważały go za frajera i czekały, kiedy go żmija ukąsi :)

Ciekawostką jest fakt, że pierwotnie karuzelą kręcił człowiek, poruszający ukryty pod podłogą mechanizm. W sensie, że on sam też kręcił się pod podłogą :) Silnik elektryczny zamontowano dopiero w latach 30-tych.

No i jeszcze bibliografia.
Oprócz informacji znalezionych w linkach powyżej, zrobiłam research :) we własnym księzgozbiorze i znalazłam wzmianki o karuzeli w czterech książkach:
1/

Ponieważ ta pozycja została wydana w 1998 roku, jest tu jeszcze (nieaktualna dziś) wzmianka, że karuzela służy i dziś w soboty i w niedziele małym klientom, a ci może nawet się nie domyślają, że na konikach galopowali już ich pradziadkowie.

2/


3/

Radko Pytlík, historyk literatury, wspomina, że karuzelą zarządzała - w jego dzieciństwie - pani Františka Kořánová i jej rodzina i to ona wyposażyła karuzelę w orchestrion, a gdy go skradziono, wystarczyć musiał zwykły gramofon. Jak tylko rozległ się głos dzwonu, chłopcy rzucali się, na zasadzie "kto pierwszy ten lepszy", do koni, bo największą radością i triumfem było dosiąść karego.

4/

Pytlík dodaje tu jeszcze, że w budynku karuzeli panował półmrok, bo właścicielka otwierała tylko przednie skrzydła - i to dodawało wiele tajemniczego uroku. Na ścianach wisiały wycięte ilustracje z przedwojennych czasopism. Taki obrazek zapamiętały całe generacje prażan, którzy przychodzili tu z dziadkami pokręcić się na konikach, a potem wracali po latach z własnymi dziećmi.
Trzymam kciuki za to, by ta tradycja wróciła.

Kilka informacji technicznych: budynek karuzeli jest drewnianym dwunastobokiem w renesansowym stylu, ma średnicę 12 metrów, a dach zakończony jest latarnią na wysokości 7,7 m. Każdy z 12 boków, zamykany roletą, służył jako wejście do środka, acz nie zawsze wszystkie były używane.

Na koniec podaję jeszcze link do strony karuzeli, gdzie można obejrzeć stare zdjęcia wnętrza.
Do siego roku!

Majowa Praga 2023

Okropne to jest, żeby tak kompletnie nie mieć czasu na tego bloga. Zbliża się kolejny majowy wyjazd, a ja nawet nic nie napisałam o tym z ze...