Gdzie jadłam w maju 2025 - Dietní jídelna


Co ma poliklinika do jedzenia? Otóż: 

Ponieważ lekarka zaleciła mi ostatnio dietę beztłuszczową ze względu na wątrobę, podczas ostatniego wyjazdu do Pragi jadłam obiady w stołówce dietetycznej, mieszczącej się właśnie w poliklinice. Już ją znałam z poprzednich pobytów, bo jest blisko mojego miejsca zamieszkania. Niestety jest czynna jedynie w dni robocze, więc w weekend trzeba się zadowalać innymi opcjami.

Na mapce zaznaczyłam czerwoną strzałką restaurację, a niebieską stację metra oraz przystanek tramwajowy Národní třída. Dokładny adres: Spálená 12. To siedziba polikliniki, a korytarzem na parterze idziemy prosto do końca.


 

A więc od poniedziałku do piątku w godzinach 11.00-14.00. Po zdecydowaniu, co będziemy jeść (menu jest przy wejściu, a już w samej restauracji jest gablotka z wystawionymi daniami) i pobraniu tacy i sztućców trzeba się ustawić we właściwej kolejce, bo w pojedynczych okienkach wydają po dwa dania.

Poniżej jest menu z tego tygodnia. Dwa rodzaje zupy plus pięć dań głównych z podziałem na rodzaje diet.

Samo danie główne kosztuje aktualnie 132 korony. Jest jeszcze tzw. minutka, jej cena to 155 koron. Zupa 27 koron, sałatki po 27 koron za 100g, nabiera się samemu, ile się chce i jakich się chce. Są też różne napoje i desery, ale do obiadu można sobie nalać z termosu herbatę owocową, gorzką lub słodzoną, z możliwością dolewki. Te termosy są na sali, gdzie przechodzicie po zapłaceniu za obiad w kasie. 

Miejsc jest dużo, ale i klientów masa. Najwięcej chyba około południa. Czesi są przyzwyczajenia do wczesnego obiadu. Jeśli trudno znaleźć miejsce, można jeszcze zejść do sali w podziemiu - tam też są toalety.


Te wszystkie informacje znajdziecie na stronie - klik.  





 

A niżej mój urobek z maja 😁

 





 



 

Nie jestem w stu procentach pewna, czy to zdjęcie pochodzi z polikliniki, ale CHYBA ten automat na bitcoiny stoi w przejściu, taka ciekawostka 😂







Znalazłam też zdjęcia z zeszłego roku:



 



A na końcu odnosicie naczynia do takiego ustrojstwa, które kręci się w kółko 😁

Jest to niedroga opcja dla tych, którym wystarczy jedno danie (aktualnie to będzie równowartość 23 zł), niezależnie od tego, czy potrzebują diety czy nie. Jeśli wezmą również zupę, wydadzą 28 zł.

Natomiast płacąc 10 koron więcej czyli niecałe 30 zł można zjeść obiad z deserem koło Václaváku, ale o tym następnym razem.  

Majowa Praga 2025

Dziś mija miesiąc od powrotu z majowej Pragi, czas najwyższy na małe podsumowanie. Zwłaszcza, że już powoli zaczynam przygotowania do wyjazdu sierpniowego 😁

Tegoroczny praski maj wisiał na włosku z powodu jakiejś dziwnej choroby (w sumie ciągle jeszcze nie zdiagnozowanej), ale ponieważ wyniki badań były coraz lepsze, pani doktor zaleciła wyjazd - że psychicznie mnie podniesie na duchu. Co się oczywiście stało. I nawet udało się - plus minus - utrzymać zalecaną dietę... no, dieta w Czechach ha ha... ale chodziłam na obiady do dietetycznej stołówki i jakoś to poszło 😉

Jakby tego było mało, był to bardzo zimny maj. I w znacznej części deszczowy. Toteż sama się dziwię, że tyle punktów z listy w zeszyciku udało się odhaczyć. Po raz kolejny obiecuję, że od tej pory już będę regularnie publikować, czy się uda wyjdzie w praniu, na razie wrzucam jedynie zajawki tego, co było i co widziałam.

Maj to zawsze czas Open House, oczywiście główna impreza jest w weekend, ale już wcześniej są dodatkowe propozycje. Przyjechałam w środę i zaraz pod wieczór biegłam na zwiedzanie z architektem Fragmentu czyli tej budowli podpieranej przez Lilith. 


Następnego dnia, dzięki praskiej przyjaciółce i jej niespożytej sile zrobiłam 25 tys. kroków (co było niewiarygodne w obliczu wcześniejszej słabości chorobowej i leżenia przez 5 tygodni!). 



A jeszcze wieczorem doczłapałam do nowego pomnika na Smichowie 😁  


Ciągle była zabawa w ciuciubabkę ze słońcem i deszczem i polowanie na pogodne chwile. Zlokalizowałam plac zabaw zaprojektowany w latach 60-tych przez Olbrama Zoubka.

Spełniłam marzenie - wreszcie posiadam cały calutki serial 😍 Co prawda musiałam w związku z tym ograniczyć liczbę przywiezionych książek, ale raz się żyje!

Znów oprowadzanie przez architekta (w ramach przed-Open House) zrewitalizowanej i przekształconej na ośrodek kulturalny dawnej stacyjki...

W toalecie można sobie uprzyjemnić czas czytaniem poezji 😁 

Wyprawa do tramwajowej pętli, gdzie mnie jeszcze nigdy nie widzieli - aby zobaczyć pomnik wynalazcy szkieł kontaktowych.

 

Zespół mieszkaniowy opisywany już w podręcznikach: widziałam go w zeszłym roku, ale teraz obeszłam cały naokoło (dopóki nie zaczęło znów kropić). 


Dni otwarte na budowie czwartej linii metra. 

A potem już Open House, najpierw ratusz na Nuslich, potem lofty w dawnym nuselskim browarze.

I kolejne nowe lofty, tym razem na Smichowie.

Obiekty udostępnione w ramach OH zamykają się o 18.00, a mnie było ciągle mało, więc pojechałam jeszcze zobaczyć pewną majestatyczną willę, oczywiście tylko z zewnątrz...

oraz pobliski park z interesującym pomnikiem 😎 

W niedzielę od 10.00 znów Open House, zwiedziliśmy zamek w Veleslavinie.



Po doświadczeniu sobotnim, gdy czekałam w kolejce ponad godzinę przed tymi loftami, w niedzielę wolałam skorzystać z czatu, gdzie wymieniano się informacjami co do długości czekania i wybrałam jeszcze trzy miejsca z małą ilością chętnych - no co, musiałam się oszczędzać 😂 Był to akademik (ach, ta rondokubistyczna biblioteczka), następnie Archiwum Narodowe i w końcu gimnazjum Arcybiskupskie, chwalące się własnym obserwatorium astronomicznym, niestety akuratnie w remoncie.



Na zakończenie tegorocznej imprezy (i bez związku z nią) udałam się na poszukiwanie toalety zawieszonej nad Wełtawą, o której przeczytałam w gazecie 😂

Poniedziałek był dniem, którego się bardzo obawiałam - dniem przeprowadzki! Bowiem zgapiłam się w zeszłym roku z rezerwacją hotelu i u dominikanów nie mieli dla mnie pokoju na cały pobyt. Na szczęście znalazłam nowe miejsce, tym razem u sióstr. Przenosiny w trakcie pobytu, jak się już nazbiera maneli, to nie przelewki, ale poszło dość gładko. Rano zostawiłam walizkę na recepcji "u siebie", a z torbą z książkami i filmami udałam się na nowe miejsce, gdzie bety spoczęły również na recepcji. Potem o 14.00 mogłam już odebrać walizkę, przeturlać się z nią do dominikanek, również w centrum. I wreszcie się rozgościć.

Tak że ostatni raz pokonywałam ulicę Husovą. 


Byłam bezdomna od 10.00 do 14.00, ale jakoś ten czas zagospodarowałam 😁

Koło nowego miejsca noclegów jest bliziutko przystanek tramwajowy, co prawda jeździ tam jedynie "piątka" - ale za to prosto na dworzec. Na Husovej mam wiecznie problem z ciągnięciem walizki po bruku, jest to zarówno do metra jak i do tramwaju dalej i zawsze boję się, że sobie po drodze urwę kółka (Kółko się pani urwało!).

Okazało się też, że w pobliżu jest to miejsce z zawieszonymi postaciami, kiedyś tu byłam, tak bardziej przypadkowo.

W ramach zagospodarowywania czasu pomiędzy przejechałam się paternosterem...


i skontrolowałam stan betonowych daszków na dawnym dworcu autobusowym (zdaje się, że to zabytek). 

A po południu odbyłam obowiązkową za każdym razem rundkę łodzią po Wełtawie. Od jakiegoś czasu sprawdzają bilety, wcześniej tak nie było 😉

Celem wycieczki pociungiem następnego dnia były Kbely, gdzie jest muzeum lotnictwa i wieża wodna, spełniająca rolę latarni morskiej lotniczej.

Przed urzędem jest zabawna fontánka, ale cóż, kiedy nieczynna.

Koło nowego miejsca zamieszkania odkryłam antykwariat, gdzie wystawiają książki nawet po 5 koron - oczywiście zaraz jedną nabyłam i w ogóle to będę tam wracać!

 

Tak się złożyło, że miałam okazję uczestniczyć w ostatnim pożegnaniu Jiřího Bartoški w Rudolfinum. Akurat przed wyjazdem oglądałam jego (ostatni?) film.


A stamtąd metrem i autobusem - daleka wyprawa - na Pelc Tyrolkę, gdzie stoi opuszczona willa Milada, niegdyś najsławniejszy squat praski.


Zaś wieczorem do tyjatru. Do tyjatru już sobie obiecałam nie chodzić, bo mnie to kosztuje za dużo emocji i następnego dnia globus murowany, ale jeszcze dałam się skusić na spotkanie z moderatorką Lucie Výborná.

Następnego dnia znów czekał na mnie pociung - ten sam, S3 z Praha hlavní nádraží, tyle że wysiadłam o stację wcześniej niż wczoraj, bo po pierwsze piękna stacyjka, po drugie trabant.

Na popołudnie znów zapowiadali deszcz, więc plan był krótki: drewniana willa gdzieś za cmentarzem olszańskim.

Deszcz jednak się nie rozpadał, więc błądziłam po okolicy oglądając a to velodrom, a to niesamowity park Malešický z mnóstwem atrakcji wodnych, a to w końcu drepcząc po cmentarnych alejach (Praga bez cmentarza nie liczy się!).



Co dalej? Dalej nowo powstający mural Milady Horakovej... 


Pawilon brukselski - wreszcie! Za szesnastym razem w Pradze wreszcie tam trafiłam 😁

Słynny antykwiariat holeszowicki...

A wieczorem z przyjaciółką na piwku U prezydentów. Nie wolno mi chyba alkoholu aktualnie, ale jedno małe... 🤣


I znów na dworzec, znów pożegnanie z Pragą, znów siatka wypełniona książkami i filmami. Ciekawe, jak długo jeszcze uszy tej siatki wytrzymają 😜

W domu książki wypakowane i podliczone (21 sztuk), a nawet do tej pory dwie już przeczytane. 
Wszystkie (poza sławnymi willami) z wystawek po parę koron, z antykwariatu 11 albo z knihobudek, tak że jeśli odliczyć 408 koron za wille w Luxorze, to wydałam 183 korony czyli jakieś 31 zł 😂 

W pragensie jestem w dużym stopniu zaopatrzona, więc skupiam się na kryminałach (nie tylko czeskich, jak widać) lub kartkuję, czy dana powieść jest w miarę czytable. Oczywiście cały czas pojawiają się nowe książki o Pradze, ale często są wydane luksuśnie, na kredowym papierze, z twardą okładką, większym formacie. Ważą po prostu. Mówię sobie wtedy, że lepiej je kupić z domu, przez megaksiazki.pl - niż dźwigać z Pragi.

Gdzie jadłam w maju 2025 - Dietní jídelna

Co ma poliklinika do jedzenia? Otóż:  Ponieważ lekarka zaleciła mi ostatnio dietę beztłuszczową ze względu na wątrobę, podczas ostatniego wy...