U dominikanów na Husovej

Tyle wrażeń po sierpniowym pobycie w Pradze, że nie wiadomo, od czego zacząć :)
Wobec tego może - od początku.
Czyli od mieszkania.
Pierwszy raz mieszkałam w centrum.
Przykro było rozstawać się z Nuslami i z oswojonym już miejscem, ale ten pomysł z dominikanami był wart tego. Pomysł... właściwie cynk, który ktoś dał na fejsbuku, że jest takie miejsce - pokoje gościnne w klasztorze dominikanów.
Zajrzałam pod podany link, a tam tanio i w środku miasta. Nie było wyjścia, trzeba było spróbować.
Trochę się obawiałam nocnych hałasów, ale bezpodstawnie, bowiem okna pokoi nie wychodzą na ulicę.
No ale zacznijmy tradycyjnie od mapek.
Balonik zaznacza położenie hotelu/hostelu, ale podkreśliłam też dworzec główny oraz przystanek metra i tramwaju Národní třída.




Nie mogę przepuścić okazji do zdjęcia z tramwajem :)
Pretekstem będzie dojazd z dworca. Należy mianowicie przeciąć ukośnie (w prawo) ten park, który znajduje się przed dworcem i wyjść na przystanek Bolzanova. Tam poczekać na dziewiątkę. Jeździ często, ale nie zawsze jest to tramwaj niskopodłogowy, więc jeżeli mamy ciężką walizę i nie spieszymy się do pożaru, poczekajmy na odpowiedni wagon :)


Wysiadamy na przystanku Národní třída w ulicy Spálená, przed galerią handlową Quadrio. To jest ten budynek, na którego tyłach turyści wiecznie stoją z otwartą buzią przed ruchomą głową Kafki :)


Potem tarabanimy się z kuframi przez ulicę Národní třída do ul. Na Perštýně, która po chwili rozwidla się na Husovą (w lewo) i Jilską (w prawo). Nasz kierunek to Husova. Przy okazji rzucamy okiem na wiszącą u góry postać Freuda.

Hotel/hostel czy jak to nazwać nie ma żadnego szyldu, szukamy nr 8.

Ostrzegam, że trzeba być wcześniej umówionym co do godziny przybycia, będzie wtedy czekać pani z recepcji, która to recepcja jest czynna jedynie kilka godzin dziennie. Dostaniemy klucz do pokoju wraz z takim zybcykiem chipowym, otwierającym zarówno drzwi wejściowe do klasztoru, jak i potem kolejne wrota :)
W związku z tym nie ma żadncyh ograniczeń co do godzin powrotu... poza jednym - zazwyczaj wieczorem na krużgankach nie pali się żadne światło :)
Bowiem po pokonaniu bramy wejściowej czeka nas droga przez krużganki wokół wirydarza, wielce romantyczna.
Sprawa ma się tak, że nakręciłam specjalnie filmik ilustrujący całą drogę, ale nie udaje mi się zalogować na You Tube, żeby go tam wstawić i tutaj dać linka. Pocieszam się, że komputer w pracy będzie mnie może pamiętał i pozwoli dokonać tej operacji, więc być może jeszcze to wideo dołożę.




Jeśli chodzi o wirydarz, to przed samym wyjazdem, zorientowawszy się, że będą straszne upały, planowałam, że w ostateczności zabiorę z pokoju koc i udam się z książką tamże na trawniczek :) Nic bardziej mylnego! Albowiem w klasztorze trwają prace i po części ogród jest zagrodzony, a po części zarośnięty dość mocno. Fontanna, jak widać, na razie nieczynna.




To był codzienny widok, naczynia liturgiczne stygły sobie na parapecie :)


Potem należy wspiąć się na drugie piętro. Wita nas ogromne pomieszczenie pełniące rolę kuchni, jadalni i pokoju socjalnego.
Kuchnia jest znakomicie wyposażona: są naczynia, garnki, sztućce, czajnik elektryczny, oczywiście lodówka, kuchenka mikrofalowa i płyta grzewcza. Jeśli ktoś chce lub dieta mu każe, może spokojnie zrezygnowac z żywienia się na mieście. Co rozważam na przyszły rok :)
Bowiem przetestowawszy całość stwierdziłam, że warto tu wrócić i zrobiłam już rezerwację na tydzień w sierpniu 2019. Wcześniej zarezerwowałam tydzień gdzieś na Żiżkowie, więc będę się przeprowadzać z jednego miejsca do drugiego. Trochę głupio, bo znów trzeba będzie się spakować, ale OCZYWIŚCIE wcale nie zobaczyłam wszystkiego, co planowałam tu w samym centrum, więc wrócić i tak muszę. A że w maju z kolei mam rezerwację na Małej Stranie, to jestem w pełni usatysfakcjonowana. Taki mały rozrzucik :)



Wielokrotnie widziałam, że ludzie tam sobie gotowali. No i zatrzymywali sie na pogaduszki. Standardowo mówiło się "dobrý den", a potem okazywało się, że rozmówca to niekoniecznie Czech (choć tacy też byli), ale Francuz, Holender, Anglik czy.. Polak. Właściwie przez te 15 dni tylko raz trafiłam na polską rodzinę, pani z dwójką nastolatków z Cieszyna, ale mówiła, że dużo Polaków tu się zatrzymuje. No, fakt, że strona jest i w polskiej wersji, o czymś świadczy :)

Z kuchni jest wejście do korytarza prowadzącego do pokoi po obu jego stronach.
Na pierwsze sześć dni miałam rezerwację dla 2 osób, bo przyleciała moja przyjaciółka z Włoch. Przydzielono nam pokój 3-osobowy (mniejszych nie ma), dzięki czemu miałyśmy dodatkowe miejsce na rozkładanie betów (których baby zawsze mają multum) na trzecim łóżku.
Pokoje są skromne, ale czegóż więcej trzeba na pobyt turystyczny? Była szafa z wieszakami i półkami, przy każdym łóżku nocna szafka z lampką, łazienka nowa, z wygodnym, bo dość dużym prysznicem.
Gdy zostałam sama na kolejnych 8 dni, nie przenoszono mnie do innego pokoju.
Oczywiście jest wi-fi.
Od pani pokojowej można też pożyczyć żelazko, z czego korzystałam.


Okno naszego pokoju wychodziło na wewnętrzne podwórko należące do hotelu znajdującego się w tym samym kompleksie, ale 4-gwiazdkowego. Podwórko było zaszklone, a na poziomie parteru urządzono jadalnię. Być może dzięki temu było bardzo cicho, właściwie nie dochodziły żadne dźwięki. Pani Polka z Cieszyna prosiła o pokój po drugiej stronie korytarza, z oknem wychodzącym na wirydarz, żeby mieć piękny widok na wieżę zegarową, ale trochę narzekała, że niestety bardzo się pokój nagrzewa. Myśmy tego problemu nie miały i praktycznie okno zamknęłam jeden jedyny raz na godzinę z odwrotnej przyczyny, gdy wróciłam wymarznięta z porannej wyprawy ma most Karola i chciałam się rozgrzać :)


Jedyny mankament to były... schody. Schody na drugie piętro, które ciężko było pokonać, gdy wracało się wymęczonym upałem i kilometrami w nogach. Oraz przy przyjeździe i wyjeździe - czyli z walizką.
Ale ten problem jest w trakcie rozwiązywania, bowiem trwają prace przy budowie windy. Wygląda na to, że są prawie na ukończeniu, bo pod koniec pobytu widziałam już szykowane nowe wejście.
Co mnie nieco niepokoi, to pytanie, czy wobec tego później będzie w ogóle dostęp do krużganków?
Ale pożyjemy - zobaczymy.

Wrócę jeszcze do komunikacji. Są cztery opcje w sumie: metro B i rozmaite tramwaje z przystanku Národní třída oraz metro A i kolejne tramwaje z drugiej strony, z przystanku Staroměstská. Oczywiście do każdego trzeba dojść te parę minut.
Kto jest miłośnikiem Staromáku czy mostu Karola, ten będzie je miał prawie za rogiem. Gdybym tak umiała się zdobyć na poświęcenie i wstała odpowiednio wcześnie, to może bym się do nich przekonała, nie widząc ludzi... ale raz jeden jedyny wyszłam o 6.20 i to już było za późno :)
I jeszcze jedno. Klasztor oczywiście przylega do kościoła, kościoła św. Idziego (dominikánský kostel sv. Jiljí). Piętnaście dni i nocy obok ... i w kościele nie byłam. No nie wyszło. Tam normalnie można tylko spojrzeć z kruchty lub kupić bilet na koncert. Oczywiście są msze, ale albo poranne, gdy człek jeszcze się kitwasi w ręczniku na głowie albo z kolei o 18.00 bodajże, gdy jeszcze nie wrócił z miasta. Więc i to trzeba nadrobić!
























































A oto obiecany filmik ;)


Sierpniowa Praga 2018


Nawet nie próbuję dokonać podsumowania :)
Myślałam sobie naiwnie, że wybiorę po jednym zdjęciu z każdego dnia (a było ich piętnaście), ale nie daję rady. Nie daję rady tych zdjęć przejrzeć nawet! Aliści będę musiała, bo zawaliły mi laptopa ;) Stanowczo trzeba część pousuwać.
Jedno, co jest pewne, to że:
- byłam PIĘĆ razy w kinie (poznając przy tym trzy nowe), przebiłam samą siebie
- dwa razy w teatrze
- jeśli chodzi o muzea i wystawy, to jeszcze nie podliczyłam :) ale też było tego trochę
- dwa razy udałam się z wycieczką oprowadzaną przez ukochaną Praha Neznámá (miałam wykupione trzy, ale spotkała mnie ta miła niespodzianka, że w Pradze zamiast o 13.39 pojawiłam się o 19.39, bowiem autobus z Krakowa ruszył pięć godzin później... a wycieczka była o 17.30)
- trzy razy podróżowałam pociągiem, choć ciągle na terenie Pragi
- przywiozłam tylko sześć książek plus trzy :D
- z filmami na DVD było krucho, wyparowało moje ulubione stoisko na dworcu głównym, mam nadzieję, że to był tylko urlop
- spełniłam marzenie odnalezienia baru na Libeňský ostrov, znanego mi z pewnego filmu (o czym oczywiście będzie osobny post)
- natomiast poszukiwania domu z filmu Pelíšky zakończyły się połowicznym sukcesem
- kilka razy wtryniłam się psim swędem w miejsca, gdzie może zwykły turysta niekoniecznie się dostanie :)
- wzięłam udział w dwóch uroczystościach, kładzenia kolejnych Stolpersteine i pożegnania kultowego pociągu, zwanego bodaj żabskiem (odszedł na zasłużoną emeryturę do muzeum)
- zostałam zaproszona (ach, ten fejs, ileż to z niego pożytku) w gości w fantastyczne miejsce, mianowicie na Nowym Świecie, o którym tu już było
- spędziłam trochę czasu wędrując ze starszą panią poznaną w maju, mnóstwo rozmów o wszystkim i o niczym
- wygląda na to, że sporą część papierzysk/wydruków, które wiozłam ze sobą, powiozę znów w przyszłym roku, nie wszędzie się udało pójść/pojechać... ale też upały były straszne i nie chciałam nic na siłę...

Co do reszty, to przede mną masa roboty - zdjęcie po zdjęciu zrekonstruować praskie wędrówki i wpisać je do kajeciku :)
Jeszcze jedno: zdjęcie u samej góry takie, a nie inne, bowiem mieszkałam w klasztorze i rano zastawałam na dole stygnące po użyciu hm... naczynia liturgiczne?

Majowa Praga 2023

Okropne to jest, żeby tak kompletnie nie mieć czasu na tego bloga. Zbliża się kolejny majowy wyjazd, a ja nawet nic nie napisałam o tym z ze...