Obserwatorium Ďáblice

Najpierw była wystawa o budownictwie z wielkiej płyty, potem pierwszy blok z takowej, a na końcu - obserwatorium astronomiczne. Czyli hvězdárna Ďáblice.
Jaki związek? O tym za chwilę :)
Najpierw przecież mapki.



Jak się dostać do obserwatorium? Trzeba dotrzeć do kubistycznego cmentarza :)
Odsyłam więc do starej notki.
Prawie naprzeciwko cmentarnej bramy odnajdujemy wylot ulicy Učitelská. Nawiasem mówiąc, przy tej właśnie ulicy znajdziemy taki numer domu:

Potem to już błądzimy :)
Naszym celem jest ulica związana już choćby nazwą z obserwatorium. Właściwie... ulica to za duże słowo... najpierw się idzie asfaltem wśród domów, a potem to już tylko ścieżka wśród łąk.

Wkrótce wyłania się budynek obserwatorium, bardzo skromniutki.

No i teraz - dlaczego tu jesteśmy?
Otóż w 1953 roku niejaki Zdeňek Corn założył kółko astronomiczne przy Klubie Oświatowym i rozpoczęto budowę obserwatorium. W ramach Akcji Z czyli czynu społecznego.
Jako materiału budowlanego użyto - 40 sztuk wielkiej płyty, które pozostały po budowie znanego nam już bloku przy ul. U Prefy 25! Te płyty pozyskano w cenie 1 korony za sztukę.
Zdjęcia z budowy można obejrzeć na stronie obserwatorium.
Tam też można się zapoznać z krótką historią obiektu (dopiero w latach 90-tych podłączono go do kanalizacji, a toalety dla gości powstały już na przełomie wieków... o komforcie zarówno pracowników jak odwiedzających trudno mówić).








Przyznam się, że zwabiła mnie w to miejsce nie tylko informacja o materiale budowlanym i powiązania wielkopłytowe :) ale także to, co przeczytałam na ich stronie - że w dni i godziny takie to a takie jest otwarte.
Moja naiwność sięgała tak głęboko, że przeczytawszy: Hvězdárna nabízí denní a noční astronomické pozorování pro veřejnost spodziewałam się, iż - tak, naprawdę tak myślałam - pooglądam sobie niebo w pięknych okolicznościach przyrody :)
Chyba nie tylko ja, bo pojawili się inni chętni w okolicach godziny otwarcia czyli 18.00.
Stuku puku, bez żadnej reakcji, ale po paru minutach ktoś jednak otworzył i dostaliśmy się do środka.
Cóż, kiedy okazało się, że żadnego pozorowania nie będzie, tylko wykład. Którego tematu nawet nie zacytuję, powalił mnie na kolana :)
Moja miłość do Pragi, okazuje się, ma jednak swoje granice i siedzenie jak na tureckim kazaniu (i to jeszcze za pieniądz!) nie wchodziło w grę :)
Cóż było robić. Pokręciłam się po korytarzu, zajrzałam do sali wykładowej, kupiłam pamiątkową kosmiczną zakładkę do książki i tyle mnie widzieli.
Przeczytałam jeszcze, co następuje (a co mnie dość zadziwiło):
Oraz rzuciłam okiem na zegar gwiezdny o nazwie Rainer Maria Rilke:


Nie pozostawało nic innego, jak przyjrzeć się tej połowie Czech widocznych ze wzgórza Ládví, o czym informowała tablica.


Ja wiem, że Czechy to nieduży kraj, ale połowa? Chyba warunki do pozorowania nie były dość vynikající :)
/pan na zdjęciu znalazł się przypadkowo/
Czytam na Wiki, że na východním okraji končí Ládví skalnatým výběžkem, který je místem dalekého rozhledu, především severním směrem, kde je vidět Říp a České středohoří.
Tego výběžka musiałam poszukać w słowniku - to cypel.
Na Wiki jest też artykuł o Ládví jako pomniku przyrody. Może się tam kiedyś jeszcze wybiorę. Przyda mi się wtedy ten post z jakiegoś bloga.

Pierwszy blok z wielkiej płyty w Pradze (i w Czechach)

No i tak. Pojechałam szukać pierwszego czeskiego bloku z wielkiej płyty.
Czyli po ichniemu - první československý panelák.
Adres miałam, bo wcześniej znalazłam to i owo w internecie.
Na przykład ten artykulik z bardzo fajnego blogu, niestety ostatnio opuszczonego.
Więc mapki.
One już są takie zbliżone do celu, więc zaznaczę, że dzielnicy Ďáblice należy szukać na północny wschód od centrum.
Teoretycznie już tam byłam, bo przecież zwiedzałam cmentarz (Ďáblický hřbitov), ale - ha ha - Czesi to Czesi, muszą wszystko zrobić na odwrót, więc Ďáblický hřbitov leży nie w Ďáblicach, tylko w Střížkovie. Ot, co.


Więc Ďáblice, dokładny adres to ul. U Prefy 25.
Niezawodna strona komunikacji miejskiej powiedziała mi, że mam dojechać metrem C do stacji Ládví, a tam wsiąść do autobusu podmiejskiego.



Dość mnie ten autobus zaskoczył. To był taki pekaes, za przeproszeniem :) drzwi miał tylko jedne, z przodu, koło kierowcy. Aż zapytałam tegoż, czy ja na mój miesięczny mogę tym autobusem jechać :) Mogłam, oczywiście do jakiejś tam granicy strefy, ale mój przystanek się w niej mieścił.
Jaki przystanek, widać na zdjęciu poniżej.

Był to przystanek na żądanie, a to zawsze stres. Tutaj podwójny, całe szczęście, że inni też wysiadali. Bowiem guzik do wciśnięcia i zażądania był umieszczony... na suficie autobusu! Żebym trzy godziny tym autobusem jechała, to i tak bym go nie zauważyła :)

Jaka piękna za to tablica z nazwą ulicy :)
Takie czerwoniuśkie są. Uwielbiam je. No i kolekcjonuję (wspominałam już?).

Przechodzimy na drugą stronę ulicy i zaraz mamy to, czego szukamy. Tylko ja tak od razu nie wiedziałam i poszłam w głąb, w rezultacie najpierw obejrzałam budynek z drugiej strony.
Ale tu mamy go widocznego wśród drzew od głównej ulicy.

No to trochę historii.
Postawiono go w 1953 roku, faktycznie jako pierwszy dom z wielkiej płyty w Czechosłowacji. Mieszkańcy wprowadzili się do niego jednak dopiero w dwa lata później, na ile zrozumiałam, inżynierowie twierdzili, że konstrukcja może nie wytrzymać.
Projektantem był Miloslav Wimmer, który wedle informacji z 2012 roku ciągle tam mieszka... jeśli jeszcze jest na tym świecie. Kurczę, w sumie mogłam zapukać (bezczelnie).
Wbrew temu, co myślimy o wielkiej płycie, mieszkania w tym pierwszym czeskim bloku były całkiem całkiem - ok. 100 metrów kwadratowych! To były mieszkania 3-pokojowe z kuchnią, a powstało ich tu dwanaście.
Podczas budowy użyto nowego systemu konstrukcyjnego, po czesku nazywa się on skeletopanel, to właśnie pan Wimmer go obmyślił już w 1948 roku.
Były tam i inne nowinki, ale to są zbyt techniczne szczegóły dla mnie.
W każdym razie przeciwnicy twierdzili, że taka konstrukcja z paneli czyli płyt jest na granicy stabilności, a mieszkanie w takim budynku jest niebezpieczne. Dopiero akademik Stanislav Bechyně (ten, który budował Lucernę) starł w proch te wszystkie obiekcje, a 1 lipca 1955 roku do bloku sprowadzili się mieszkańcy.

Ten typ nosił nazwę T16. W tym samym roku 1953 zbudowano pierwszy blok z wielkiej płyty w typie G40 w Zlíně i właściwie do dziś oba te domy walczą ze sobą o tytuł pierwszego bloku. W każdym razie potem budowano właśnie według typu G40. Były to całe wielkie osiedla, które kompletnie zmieniały wygląd i charakter miast. W Pradze powstało Jižní Město (jeszcze nie widziałam).

Dziś dom przy ul. U Prefy 25 to emeryt, ma 63 lata, ale całkiem dobrze się trzyma, zwłaszcza po remoncie.
Późniejsze bloki, stawiane na osiedlach w latach 70-tych i 80-tych, miały już mniejszą powierzchnię mieszkań, około 60 metrów.
Cała sprawa jest warta uwagi, bo w końcu nie mamy bloków w tym wieku, prawda? W ogóle mówi się, że budownictwo z wielkiej płyty jest obliczone maksymalnie na 40-50 lat. Oczywiście nie dotyczy to samych płyt, te właściwie są niezniszczalne, to łączenia są słabym punktem, zwłaszcza z powodu szybkiej i jak najtańszej budowy wówczas.
W Czechach jest 1,2 miliona mieszkań z wielkiej płyty, mieszka w nich 3 miliony Czechów. Obecnie już 700 tys. bloków ma więcej niż 35 lat i oblicza się, że 60% wymaga kompletnej renowacji.



Od późniejszych bloków dom przy ul. U Prefy różnił się również dachem, z lekka skośnym. Ma też ozdobny gzyms.



We wspomnianym na początku artykule jest mowa o tym, że wcześniej naprzeciw bloku stała panelárna Prefa czyli fabryka płyt - stąd nazwa ulicy zresztą. W związku z tym okolica nie była tam miła i przyjemna, jak to jest teraz, ciągły hałas i pył... Ale władze dzielnicy fabrykę sprywatyzowałay, a potem zamknęły i zburzyły i jest spokój :)
Tylko czasem jakiś złodziej się trafi...







Wystawa o budownictwie z wielkiej płyty w Muzeum Sztuki Dekoracyjnej


W Muzeum Sztuki Dekoracyjnej byłam pierwszy raz. A i to tylko dlatego, że przed wyjazdem natknęłam się w internecie na informację, że właśnie kończy się tam wystawa poświęcona budownictwu z wielkiej płyty - Bydliště: panelové sídliště / Plány, realizace, bydlení 1945–1989. Ja przyjechałam w sobotę, a w niedzielę był ostatni dzień wystawy. A ja jakoś dość zainteresowana jestem tematem.
Toteż pognałam na ul. 17 Listopadu, ledwo się rozgościłam w hotelu i wypiłam pierwszą herbatkę :)
Muzeum nazywa się po czesku Uměleckoprůmyslové museum, a tu jest jego strona.


Niestety, ze względu na okoliczności nie posiadam zdjęcia fasady budynku, co wyjaśnię na końcu.

Już przed wejściem przywitały mnie plakaty reklamujące aktualne wystawy, z czego daję tu dwa: po lewej wzmiankowanej ekspozycji, która mnie tu w ogóle przyciągnęła, a po prawej plakat wystawy fotografii Koudelki, wygląda na to, że fantastycznych - ale ponieważ Koudelka będzie do września, zostawiłam go sobie na następny raz.



Miało być po lewej, po prawej... ale z niewiadomych przyczyn zdjęcia ustawiają mi sie jedno pod drugim i kompletnie nie wiem, co zrobić, żeby były obok siebie. Poprzednim razem udało się, ale już nie pamiętam, jak.


Ja nie lubię za dużo czasu na raz spędzać w muzeach, tak mniej więcej godzinka to jest aż nadto, więc mimo nieco niższej ceny, jaka obowiązuje za bilet od razu na dwie wystawy, kupiłam tylko na jedną, spokojnie odkładając drugą na sierpień.


I równie spokojnie sobie wystawę oglądałam, robiąc cały czas zdjęcia, m.in. paneli z opisami, żeby sobie je potem przestudiować w domu, a także korzystając z pomocy miłej pani pilnującej, która mnie życzliwie objaśniała, czy coś jest w Pradze czy nie... do momentu, kiedy napatoczyła się jakowaś Zasadnicza.
Ta absolutnie i kategorycznie stwierdziła, że zdjęć robić nie wolno. Podniosłam co prawda zastrzeżenie, że pytałam w kasie i poinformowano mnie, że właśnie wolno - ale to dla Zasadniczej nie było wiążące. Nie, bo nie i już.
No cóż się miałam z koniem kopać.
Pocieszyłam się, że kupię sobie wydawnictwo towarzyszące wystawie (naprawdę mnie bloki interesują).
W rezultacie nie kupiłam, bo było duże i ciężkie, nie dałabym rady zabrać do walizki. Upewniłam się, że sprzedają je online... a teraz boję się nawet wejść tam, żeby sobie kosztów nie narobić, bo na jednej książce się nie skończy, już ja to wiem :)



Vlastimil Beneš - Panelové domy, 1960


Przykład urządzenia mieszkania w bloku. Do takich wnętrz mam ogromny sentyment.


Ten film to nawet mam i kto wie, może jeszcze dziś obejrzę, bo właśnie się zastanawiam, co wybrać na wieczór - a na pewno będzie to film czeski :)
Panelstory czyli jak sie rodzi osiedle wyreżyserowała Věra Chytilová w 1979 roku i zdaje się film, jako satyra na ówczesne społeczeństwo, powędrował na długi czas na półkę.

A to zdjęcie (to znaczy zdjęcie zdjęcia) dokumentujące wyburzanie starych domów, chyba na Żiżkowie, żeby zrobić miejsce pod nową zabudowę. Serce się ściska.

Wystawa o osiedlach bloków miała u mnie zaplanowany ciąg dalszy, wedle tego, co odkryłam jeszcze przed wyjazdem. Mianowicie miałam adres pierwszego bloku z wielkiej płyty postawionego w Pradze oraz obserwatorium astronomicznego, również w pewien sposób z wielką płytą powiązanego. Dziś jeszcze nie chcę zdradzać szczegółów :)
Ciag dalszy nastąpił istotnie, ściśle według planu, o czym opowiem wkrótce.

Tymczasem zmierzamy do wyjścia.

Tam za murem jest żydowski cmentarz, bo znajdujemy się na Josefovie.





W Muzeum są piękne wnętrza, jest kilka stałych ekspozycji i niewątpliwie, gdy kiedyś pogoda nie dopisze, zwiedzę je sobie dokładniej. Tu jest zarys jego historii.

Teraz wyjaśnienie, dlaczego nie ma fasady. Otóż, gdy wyszłam z powrotem na ulicę, zobaczyłam autobus szykujący się do odjazdu w pobliżu. A właśnie sobie przecież postanowiłam przed wyjazdem, że dam się ponieść chwili :) że nie będę, jak zawsze, chodzić według planu tylko i wyłącznie, że czas już najwyższy pozwolić działać impulsom.
No i właśnie impuls kazał mi wsiąść do autobusu, o którym kompletnie nic nie wiedziałam, jaką ma trasę, gdzie jedzie i gdzie wysiądę.
Skończyło się szczęśliwie :)

Na koniec wyjaśnienie zagadki pierwszego zdjęcia.
Tak wygląda ogrodzenie od strony ul. 17 Listopadu.

Štencův dům jeszcze raz (na You Tube)

  Pisałam swego czasu o tej kamienicy , a dziś trafiłam na film o niej na profilu Adama Gebriana, który dość często przeglądam. Pan Gebrian ...