Willa prof. Hynka Pelca na Barrandovie

W niedzielny sierpniowy poranek wybrałam się na spacer wśród willi na Barrandovie. Taki pierwszy rekonesans.
Niewiele wiedziałam - że niegdyś był to niezagospodarowany teren na obrzeżach Pragi, że w latach 20-tych praski przedsiębiorca budowlany Václav Maria Havel (ojciec przyszłego prezydenta) zaczął pisać historię tego miejsca, zainspirowawszy się podróżą po uniwersytetach amerykańskich i ujrzeniem dzielnic zamieszkałych przez bogaczy kalifornijskich. Postanowił stworzyć taką dzielnicę w Pradze, skupił skaliste tereny po lewej stronie Wełtawy i doprowadził do wzniesienia ekskluzywnych domów na 200 działkach. Mało tego, wybudował również wspaniały obiekt rekreacyjno-wypoczynkowy o nazwie Barrandovské terasy.
Ten teren nazywał się wcześniej Habrová, a Havel zmienił jego nazwę na Barrandov, od nazwiska francuskiego geologa Joachima Barrande. No a jego brat Miloš Havel założył z kolei wielkie studio filmowe Barrandov, to już chyba każdy, kto oglądał czeskie filmy, zna :)
O tym wszystkim postaram się kiedyś napisać szerzej, natomiast dziś krótka migawka z przechadzki, a właściwie jednego przystanku podczas przechadzki.
Najpierw mapki. Zaznaczyłam czerwonymi kółkami miejsce. Dojazd - metrem na Smíchov, a stamtąd autobusem 105 bodajże trzy przystanki, do Barrandovská.



Przystanek widać na prawo od kółka. Dodam, że autobus jeździ na okrętkę, a nie w obie strony.

Moja przechadzka miała być pierwszą, ale nie ostatnią, i tak - mam nadzieję - się stanie w przyszłości, już po naczytaniu się na temat. Tymczasem chodziłam sobie ulicami, usiłując coś dojrzeć przez ogrodzenia domów.
I tak znalazłam się na ulicy o nazwie Filmařská, jak że by inaczej się miała zwać, skoro w pobliżu mieści się to najsłynniejsze studio filmowe w Czechach.


Szłam więc sobie tą ulicą, gdy nagle, na zakręcie, wyłoniła się jakaś goła kobitka. Zaznaczam, że goła, nie bez kozery - znajoma, z którą dzieliłam pokój w Pradze w tym roku w sierpniu, przyglądając się jakiejś rzeźbie, zapytała właśnie, dlaczego ona jest goła :) Do tej pory nie wiem, czy pytanie było żartem, czy na serio :)

Im bardziej się zbliżałam, tym bardziej była goła :)

Najwyraźniej strzegła wejścia do domu.

Oczywiście nie miałam zielonego pojęcia, co to za dom, kto w nim kiedyś mieszkał, kto mieszka dziś.


Dopiero teraz zrobiłam mały research w internecie i wiem już więcej. Ba, teraz dopiero, ślepota jedna (moja córka wie, jaka ja jestem mało spostrzegawcza, jak nie wiem, że mam czegoś szukać, to sama z siebie nie zauważę) dostrzegam na jednym ze zdjęć drugi posąg... wycięłam go tutaj:

Mogłam przecież postarać się go wyzoomować i jakoś sensownie ująć :(
Więc kiedyś.
Tymczasem dzielę się świeżą wiedzą.
Otóż ten dom przy ul. Filmařská 337/4 to tzw. vila Pelce. Nawet ma hasło na Wiki.
Kim był Pelc?
Hynek Pelc (1895-1942) był lekarzem. Po powrocie z studyjnej podróży do USA pracował w Ministerstwie Zdrowia. W 1935 roku został profesorem na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Karola. Podjął pracę w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego i stworzył tam od podstaw Zakład Higieny Społecznej. Podczas okupacji niemieckiej został usunięty ze stanowiska, a w okresie Heydrichiády (czyli ciężkich represji po zamachu na Heidricha) został zatrzymany przez tajną policję niemiecką i rozstrzelany na strzelnicy w Kobylisach.
/co mi przypomina, że czas się tam wybrać/
Żona Pelca, Lila Navrátilová, była również lekarzem.

I teraz tak: w latach 30-tych Pelc zamówił projekt willi, którą chciał postawić sobie na Barrandovie, u architekta Vladimíra Grégra.
Vladimír Grégr był wówczas dość młodym człowiekiem, uczniem Gočára, a dla Havla postawił cały szereg domów i nie tylko. Nieco szerzej piszą o jego twórczości tutaj. I o tym, że kto wie, czego by jeszcze dokonał, gdyby nie wojna - ponieważ brał udział w ruchu oporu, został przez Niemców aresztowany, uwięziony, a na koniec zamordowany. Doczekał się monografii, którą można ściągnąć i przeczytać z tej to strony (ściągnęłam, ale na razie odszukałam tylko fragment, gdzie mowa jest o willi Pelca, akurat bardzo mało).
Więc, że mało. Autorka tej monografii nie jest nawet pewna, że właścicielem willi był rzeczywiście Pelc. Że najprawdopodobniej, ale nie ma dokumentów na to, a raczej nie ma do nich aktualnie dostępu, co jest skutkiem powodzi z 2002 roku.
W każdym razie willę wybudowano w latach 1934-1935. Jest to dom rodzinny parterowy z mieszkalnym poddaszem. Stromy dach tworzy cztery wielkie lukarny na wszystkie strony świata. Architekt zastosował charakterystyczny mur pruski, a nie zapomniał o detalach jak ozdobne kraty i okiennice na niektórych oknach. Ogólnie budynek stwarza romantyczne wrażenie wiejskiej siedziby.
No i dochodzimy do clou czyli rzeźb. Przy wejściu ustawiono posąg Ewy, kórej autorem był rzeźbiarz Josef Pekárek, wykonał on kopię rzeźby Wełtawy, znajdującej się na wyspie Dětský ostrov.
Dalej jest posąg nagiego mężczyzny, a w ogrodzie są jeszcze inne rzeźby. Na jednym ze zdjęć wyżej wypatrzyłam nad furtką kawałek lwa :)

Na stronie Prázdné domy willa prof. Pelca doczekała się swego rekordu, bowiem jest niezamieszkana. Co nie oznacza, że bez właściciela. Willę około 2000 roku kupił obywatel niemiecki, podpisując w umowie zobowiązanie, że owe rzeźby w ogrodzie pozostaną nienaruszone. Od kogo kupił, nie wiadomo. Jedyna wzmianka o kolejnym po Pelcu właścicielu dotyczy... Josefa Goebbelsa, który miał tu mieć swą siedzibę!
Natomiast co się działo po wojnie - cisza.
Ale znalazłam opowieść sąsiada przez płot, o tym, jak to pewnego dnia zobaczył wysiadające z taksówki przed bramą willi trzy bardzo eleganckie starsze damy z kuframi. Wraz z żoną chciał się z nimi przywitać, ucieszony, że wreszcie ktoś w niszczejącej willi zamieszka i będzie się o nią starał. Jednakże starsze panie mówiły po niemiecku, zresztą w ogóle nie zdradzały chęci żadnej rozmowy. Podobnie było następnego dnia, gdy wygrzewały się w słońcu w ogrodzie. Komunikację łamaną włoszczyzną udało się nawiązać dopiero trzeciego dnia, gdy damy znalazły się w potrzebie. Otóż miały właśnie odjechać na lotnisko, gdy okazało się, że są zamknięte. Kto chce dowiedzieć się, co się stało i jak się ta historia skończyła, musi zerknąć na stronę o Barrandovie - a jest to dość zabawna historia - Absurdní příběh tří elegantních dam, jenž se odehrál v léta opuštěné vile Filmařská 4.
Za to zdradzę z tej opowieści jeszcze jedno - otóż jedna z dam była krewną właściciela willi. Tenże, bardzo bogaty człowiek, mieszka w Południowej Ameryce. Willę w Pradze dawno temu kupił, ale swoje interesy w Czechach zakończył. Willi nie wynajmuje, bo mu za te drobne się nie opłaca z tym użerać. Gdy się ciotka wybierała do Pragi, zaproponował jej, by tam zajrzała, więc damy postanowiły oszczędzić na hotelu...

I jeszcze jedno - mój ulubieniec Zdeněk Lukeš też skrobnął artykuł o architekcie, tak że proszbardzo!

Ale ale.
Ja tu, że pojechałam bez przygotowania... no, niby tak, ale częściowo. Bo ja bardzo lubię przez dziewięć miesięcy szykować sobie zeszycik na Pragę, gdzie wpisuję, wklejam etc. I proszę, tutaj sobie wkleiłam powiększone ksero mapy z Barrandovem, żeby nie musieć na miejscu z jakąś mapą się tarabanić, rozkładać, składać, szukać tych drobnych literek.
Ci, co moje zeszyty oglądali, niby się zachwycają ("gdybym ja była taka porządna i systematyczna, to bym nie szukała już od dwóch tygodni notatek"), ale podejrzewam, że po cichutku myślą sobie co za wariatka szurnięta. Ja się jednak nie przejmuję i na maj 2020 już też mam założony. Mam też wypraktykowane, że zeszyt 32-kartkowy jest trochę za cienki, a z kolei 60-kartkowy za gruby - w końcu noszę go zawsze ze sobą podczas wyjazdu. Na dziale papierniczym pewnej księgarni (nie powiem gdzie, żeby mi nikt nie wykupił) odkryłam zeszyty dziwne, bo 40-kartkowe (Pigna). Tylko już ich tam niewiele zostało, powinnam wziąć na zapas. Jedyne, co mnie wstrzymuje, to że liczę jednak na nową dostawę w innych okładkach, bo nie chciałabym mieć wszystkich takich samych. No nic, na 2020 już mam, i na maj i na sierpień, a co będzie dalej, zobaczymy :)

Zdjęcia z 11 sierpnia 2019 roku

Stará rychta czyli siedziba wójta

Wracałam pod wieczór do domu (znaczy hotelu), a jako że skróciłam sobie drogę przechodząc przez pałac Platýz, nagle znalazłam się na ulicy o pięknej nazwie Rytířská. Bo może napomknę, że dosłownie dzień przed wyjazdem odkryłam w książce przywiezionej w maju rozdział poświęcony przechodnim domom na Starym Mieście. Leciałam w ostatniej chwili skserować sobie strony do zabrania i na miejscu starałam się te przechody zlokalizować. O czym będzie w przyszłości. Tutaj przechod czyli po prostu průchod wyprowadził mnie na Uhelný trh, gdzie zaczyna się Rytířská.
Zresztą proszę - oto mapki. Zaznaczyłam miejsce na czerwono. Rzut beretem od stacji metra Můstek.



Ulica Rytířská ma się czym pochwalić, bo stoi tam piękny budynek staromiejskiej hali targowej (Staroměstská tržnice), ale o tym kiedy indziej. Dziś koncentruję się na małym drobiażdżku, który mnie dość rozbawił (a były to tabliczki umocowane na schodach). Mianowicie mijałam dom pod numerem 12, gdy zauważyłam otwartą bramę na podwórze. No to lu do środka!
A środek ładniutki - byłby - gdyby tak nie przyśmierdywało, albowiem na podwórze wychodziły okna kuchni - mieści się tam włoska restauracja Il Gusto i te zapachy smażeniny dawały się we znaki :)
Ale proszę oto, jakie cacaniutkie krużganki.






Moją uwagę jednakże przykuły wspomniane schody. Były zagrodzone zamkniętą o tej porze kratą, dzięki czemu straciłam jedyną okazję zrzucenia nieco kalorii :)
Okazało się, że w budynku ma siedzibę Hygienická stanice hlavního města Prahy i to ona tak dba o świadomość zdrowotną.


Stacja ma oczywiście stronę internetową, a na tej stronie podpięte są zdjęcia ilustrujące historię miejsca. Historia jest bardzo zajmująca, bo oto okazuje się, po pierwsze, że budynek ten zowie się Stará rychta. Ha ha, uśmiałam się, a potem dopiero zajrzałam do słownika i dowiedziałam się, że rychta to po prostu sołectwo, a rychtář to wójt/sołtys. Więc miejsce bardzo istotne dla miasta, tutaj urzędował wójt królewski, w gruncie rzeczy najwyższy urzędnik miejski.
Budynek pochodzi z 1232 roku! Zachowały się romańskie piwnice, a w podwórzu częściowo renesansowe arkady. Portal został przebudowany w stylu klasycystycznym.
Co jeszcze ciekawsze, to tu właśnie został zamęczony św. Jan Nepomucen, no bo w tutejszych piwnicach znajdowało się więzienie miejskie. Wiadomo, że nieodłączną częścią średniowiecznych kazamatów była sala tortur.
Po bitwie na Białej Górze (post o tym tutaj) budynek skonfiskowano dla miasta (wcześniej znalazł się w prywatnych rękach), a ono wynajmowało go towarzystwom teatralnym. Pod koniec XVIII wieku Ignác Jan Pilliardi przebudował go w stylu klasycystycznym na dom mieszkalny.
W latach 50-tych XX wieku dokonano tutaj niebywałego odkrycia - znaleziono resztki bramy miejskiej, tzw. Svatohavelská brána (Havelská, Nová) czyli części miejskich obwarowań. Cytuję:

Svatohavelská brána (Havelská, Nová) se nacházela na dnešním Můstku. Po sloučení Starého a Nového Města byla část příkopu s mostem, vedoucím k této bráně, zasypána. Zbytky kamenného mostu z 15. století, které k ní vedly je možné dodnes vidět ve vestibulu pražského metra ve stanici Můstek.
Podle průzkumu je Svatohavelská brána dochována v zadním traktu domu čp. 404/12 zvaného Stará rychta v Rytířské ulici pod renesanční a klasicistní přestavbou. Podle archeologů stála ve střední části domu na prostoře 8,75 x 16,5 metru. Po obou stranách měla hranolové věže.
Stará rychta vznikla okolo roku 1232 a byla sídlem rychtáře nově založeného Havelského města. Byla tedy jistým způsobem vládní budovou. V budově se úřadovalo, probíhaly tu soudy, byl zde také čilý kupecký ruch, bylo tu pohostinství, dokonce se zde pořádaly i šermířské turnaje. Hostovali tu kejklíři a komedianti, předváděla se zde divadelní představení.
V domě je ukryt prostor s opukovými žebry dvou křížových gotických kleneb, pokládaný starším bádáním za průjezd brány. Celé těleso brány by tak bylo 26 metrů široké, průjezd sám měl mít šířku 16 metrů. Dvoumetrová hradební zeď tvoří hranici mezi dvěma sousedními domy. Z brány by se tak dochoval nejen průjezd , ale i vrchní patra až k vrcholům gotických štítů, což je výška rovnající se 20 metrům.
Je pravděpodobné, že můstky přes hradní příkop Starého Města pražského mělo všech třináct bran staroměstského opevnění, vybudovaného v 1. polovině 13. století. Název Můstek se zachoval jen u tzv. brány Havelské. V těchto místech se zřejmě chodili nejčastěji z jednoho města do druhého a proto název zůstal zachován. Můstek byl zasypán nejpozději v 1. polovině 16. století.


I o tym wszystkim nie miałam zielonego pojęcia, stojąc w środku. Bo bym obfotografowała dom i z boku. Mnie chodziło tylko o tabliczki na schodach :) Dowiaduję się wszystkiego dziś. Co więc kształci - podróże czy internet dostępny w każdej chwili w domu?

Na koniec każdy schodek się liczy czyli jak przez pół godziny pracy w biurze stracić nieco kalorii :)


Linki różne:
- rychta
- rychtář z odnośnikiem do języka polskiego
- Stará rychta na stronie hrady.cz
- o miejskich bramach praskich
- o budynku w katalogu zabytków
- jakbyśmy tam byli czyli fragment mojego ulubionego programu o Pradze, który nazywa się Z metropole i który ma swój profil na FB, czerpię z niego moc interesujących wiadomości - co i gdzie zobaczyć

Podzieliłam te informacje ze strony stacji higienicznej na trzy mniejsze zdjęcia i wstawiam ku potomności, łącznie z opisem mąk Nepomuka, może da się odczytać :)
Swoją drogą, ciekawe, skąd to pochodzi, skoro mowa o trzecim przystanku... chyba zaraz przystąpię do kolejnego śledztwa :)

Zdjęcia zostały wykonane 10 sierpnia 2019 roku około godz. 20.00.

Porodówka u Apolinarego


Jeszcze nie pisałam o porodówce, którą oglądałam w zeszłym roku, a już kolejna się napatoczyła :)
Całe dopołudnie spacerowałyśmy z Věrą po Folimance i okolicach, a na sam koniec doszłyśmy ulicą Ke Karlovu do szpitala położniczego. W tych okolicach jest cały kompleks budynków szpitalnych.
Na mapkach zaznaczyłam miejsce na czerwono.
Naprawdę nie wiem, dlaczego mi szpital wyświetla po niemiecku!

Gdyby znalazł się ktoś, kto śledzi mój blog i to uważnie (ha ha), skojarzy, że już byłam w tej okolicy, mianowicie zwiedzając Muzeum Policji - tutaj link.
Ponieważ szłyśmy właśnie z tamtej strony, oto widoki z ulicy Ke Karlovu.






Ale adres szpitala to ul. Apolinářská, wywodząca swe miano od kościoła św. Apolinarego. Ulica jest krótka, nieco ponad pół kilometra sobie mierzy, ale za to stroma - między dołem a górą jest 36 metrów różnicy!

Miałam już rok temu podejście od drugiej strony, ale też nie udało się zrobić zdjęcia całości, trzeba chyba przyjść po południu. Tymczasem więc dwa spojrzenia w górę przed wejściem na detale architektoniczne i hop do środka.


A, jeszcze tablica, z której dowiadujemy się, kto szpital zaprojektował.
Szpital jest zabytkiem kultury, a jednocześnie najstarszym położniczym obiektem szpitalnym w Czechach i jednym z najdłużej działających bez przerwy w świecie. Nazywa się Zemská porodnice u Apolináře, a powstał w latach 1865-1875.
Plany nakreślił Josef Hlávka, zacna postać w czeskich dziejach, bo był nie tylko architektem, budowniczym, przedsiębiorcą, ale i mecenasem, założycielem Czeskiej Akademii Nauk, a cały swój majątek przeznaczył dla fundacji, mającej wspierać rozmaite projekty. Dbał o los studentów w Pradze, z jego inicjatywy powstał akademik - Hlávkova kolej - też tam byłam w sierpniu, dopytując się o możliwość zamieszkania na dwa tygodnie w przyszłym roku. Co ciekawe, ta jego fundacja była tak znakomicie skonstruowana prawnie, że przetrwała i nazizm i komunizm i działa w dalszym ciągu, będąc najstarszą fundacją działającą nieprzerwanie w Czechach.

Zajrzałyśmy do środka. Na portierni urzędowała miła pani, z którą ucięłyśmy sobie pogawędkę dla obłaskawienia :)
Widać, że nie tylko z zewnątrz budynek został zaprojektowany w neogotyckim stylu, tak bardzo kojarzącym się z angielskimi koledżami. Czekał nas również polski akcent. Zajrzałyśmy do korytarzy, a potem wyszłyśmy na dziedziniec.




Zaraz przy drzwiach do atrium stoi pomnik - popiersie Ignaza Semmelweisa. Oczywiście nic mi to nazwisko nie mówiło, teraz dopiero czytam i dowiaduję się, że to bardzo interesująca postać była - węgierski lekarz z XIX wieku, który jako pierwszy walczył z gorączką połogową wykrywszy, że dochodzi do niej przez zakażenie (lekarze i studenci biorący udział w sekcjach zwłok nie myli rąk i przechodzili do odbierania porodów). Postulował więc odkażanie rąk, co środowisko medyczne przez długi czas bojkotowało. Warto o tym poczytać - jest hasło na polskiej Wikipedii.
I w ten właśnie sposób - walką z gorączką połogową - Semmelweis wpisał się do dziejów szpitala położniczego św. Apolinarego w Pradze. Albowiem architekt Josef Hlávka bardzo starannie przygotował się do pracy nad projektem szpitala, przestudiował plany wielu szpitali zagranicznych, przeczytał podręczniki położnictwa i wymyślił, że budynek będzie złożony z sześciu pawilonów, połączonych ze sobą korytarzami, ale dających możliwość odizolowania w przypadku epidemii.
Nieotynkowana czerwona cegła też miała uzasadnienie medyczne, uważano bowiem, że jest bezpieczniejsza z punktu widzenia przenoszenia infekcji.
Tak więc Hlávka zrobił wszystko, by jak najbardziej ograniczyć grasującą w owych czasach gorączkę połogową (po czesku: horečka omladnic), zbierającą śmiertelne żniwo wśród położnic.





Budowa szpitala przeciągnęła się znacznie ze względu na wojnę austriacko-pruską i jej konsekwencje (początkowo myślano, że w 4 lata wszystko będzie gotowe). To podrożyło też koszty do ogromnej sumy 946 tysięcy złotych. W międzyczasie architekt uległ paraliżowi (prawdopodobnie na skutek przepracowania), znalazł się na wózku inwalidzkim i przeniósł do swego zamku poza Pragą. Dyrygował jednak dalej pracami przez zaufanego budowniczego.
Szpital otwarto w 1875 roku, a 28 kwietnia tego roku miejscowa gazeta donosiła, że urodziła się tam pierwsza dziewczynka. Dziś w tym miejscu na świat przychodzi corocznie około 4,5 tysiąca dzieci.




Wróciłyśmy do pani portierki dopytać o kaplicę. Bowiem najciekawszą architektonicznie częścią szpitala jest kaplica św. Krzyża (kaple svatého Kříže) na I piętrze. Kaplica w sezonie wakacyjnym nie funkcjonuje, więc nie udało się tam zajrzeć. Obiecuję sobie, że w maju przyszłego roku wpadnę na chwilę, tym bardziej, że w środku znajduje się pomnik architekta.
No ale wspięłyśmy się na to I piętro piękną klatką schodową i zostałyśmy nagrodzone pięknym obrazkiem korytarza z panami - kandydatami na świeżych tatusiów :)
No, raczej się nie miało poczucia przebywania w szpitalu!










Z ciekawostek warto jeszcze dodać, że zaraz po otwarciu szpital posiadał specjalny oddział dla tajnych porodów :) Korzystały z niego damy ze śmietanki towarzyskiej, którym przytrafiła się niechciana ciąża. Wysiadały z karety dokładnie zawoalowane prosto przed niepozornymi bocznymi drzwiami, gdzie już na nie czekano i prowadzono do specjalnego pokoju. Ile szlacheckich i mieszczańskich córek urodziło dzieci w tej najnowocześniejszej wówczas porodówce Europy nikt nie wie. Personel profesjonalnie milczał. O nazwisko też nie pytano.
Wspomnę też o tym, że szpital zapewniał nie tylko dyskrecję bogatym, ale i opiekę ubogim matkom, często samotnym.
Co działo się z dziećmi? Wystarczyło je podrzucić pod drzwi. Szpital wyszukiwał dla nich mamki czy rodziny, które za pieniądze podejmowały się opieki nad podrzutkiem. Często w odległych gminach. Te odchowane już dzieci szły jednak w dalsze życie z nielekkim piętnem podrzutka...

Wspomniałam o czerwonej cegle, z której zbudowano szpital. Cóż, dziś już ta na zewnątrz nie jest czerwona, przez 144 lata istnienia szpitala nabrała brązowej barwy... ale przez długie lata nazywano to miejsce Czerwonym Domem (Červený dům) albo wręcz Cegielnią (Cihelna). Nie było to jedyne przezwisko. Dům vzdechů czyli dom westchnień - tak też o szpitalu mawiano, ze względu na wspomniane wyżej niezbyt radosne losy samotnych matek czy porzucanych dzieci.




Linki:
- info na Wikipedii o szpitalu
- tamże o jego budowniczym
- strona szpitala, ale ta turyście raczej nie będzie potrzebna :) chyba że turysta przeczyta sobie artykulik o historii tego miejsca
- o kaplicy, do której się nie dostałyśmy
- nieco o współczesności szpitala na stronie radia
- artykuł z dziennika Metro
- o tajnych drzwiczkach :)


Na koniec o domu podrzutków, który funkcjonował wcześniej przy tej samej ulicy. Nie wiem, który to był dom i czy wobec tego jeszcze istnieje...

Zdjęcia z dnia 9 sierpnia 2019 roku. A poniżej fota z ulicy Apolinářskiej z sierpnia 2018 roku, ilustrująca choć częściowo jej stromość. 



 

W programie Z metropole z dnia 22 stycznia 2022 roku jest materiał o porodówkach praskich (klik).

Štencův dům jeszcze raz (na You Tube)

  Pisałam swego czasu o tej kamienicy , a dziś trafiłam na film o niej na profilu Adama Gebriana, który dość często przeglądam. Pan Gebrian ...