Sapa czyli praskie Małe Hanoi


Na Wietnamczyków natknęłam się już pierwszego dnia w Pradze. W sąsiedniej kamienicy funkcjonował sklep Večerka, do którego udałam się zaraz po przyjeździe po cukier do herbaty. Za ladą była skośnooka dziewczyna, co mnie troszeczkę zdziwiło. Nie wiedziałam jeszcze, że to w Czechach największa mniejszość narodowa (po Słowakach oczywiście i Ukraińcach). Ani tego, że w rękach Wietnamczyków pozostaje wielka ilość takich właśnie spożywczych sklepików - takich, czyli funkcjonujących do późnych godzin wieczornych (a nie raz i non-stop). Wikipedia mówi, że istniały one jeszcze za czasów komuny, ale dopiero z nadejściem Wietnamczyków i Ukraińców stały się typowym elementem czeskiego pejzażu ulicznego. Czech jest wygodniejszy i chce po odbębnieniu roboty wracać na łono rodziny czy gospody, a Azjaci nie robią problemu z pracy cały dzień i przez pół nocy.

A potem byłam na filmie MISS HANOI, którego akcja toczy się w dużej mierze właśnie na tytułowej Sapie czyli wielkim targowisku. Wydarzyło się morderstwo i śledczy bierze sobie do pomocy młodą policjantkę, która z pochodzenia jest Wietnamką.


A jeszcze potem odkryłam w przewodniku znalezionym w hotelu dwie strony poświęcone targowisku.
No trzeba było się wybrać!
Śmiało można uznać, że jest to na obrzeżach Pragi. Moja podróż wyglądała tak, że dojechałam metrem do stacji Kačerov (którą mam w wielkim poważaniu, bo zawsze tam na stoisku wypatrzę jakieś czeskie filmy). Byłyśmy umówione z przyjaciółką, która miała zdecydowanie bliżej, bo mieszka na południu Pragi. Poczekałyśmy chwilę na autobus 113 i w drogę. Wysiadka była na przystanku Sídliště Písnice, jak to widać na zdjęciu nieco niżej. Ale najpierw ogarnijmy mapki.
Podkreśliłam na czerwono (Little Hanoi).


Wzięłam w czerwone kółeczko wspomniany przystanek. Teren targowiska jest po prawej stronie.

To 25 hektarów byłego kombinatu mięsnego i zakładów drobiarskich. Padło toto w 1999 roku, zdaje się zresztą, że to była jakaś afera, czeska Wiki podaje przy tej okazji słowo vytunelování, ale w słowniku znalazłam jedynie sens dosłowny. Chodzi o rodzaj oszustwa finansowego.
W każdym razie zaraz po tym krachu teren przejęła wietnamska firma i tak się zaczęło.


Dziś jest to prawdziwe miasto w mieście. Nazywane jest Malá Hanoj, Pražská Hanoj albo Malý Saigon.
Pracuje tu około 7 tys. osób. Są sklepy, restauracje, bary, ale też rozmaite usługi dla Wietnamczyków, na przykład ubezpieczalnie, sprzedaż biletów lotniczych, transfery pieniężne do Wietnamu, doradztwo prawne, wyspecjalizowana księgarnia. Jest szkółka dla wietnamskich dzieci, które paradoksalnie często świetnie mówią po czesku, a trzeba je uczyć podstaw wietnamskiego. Są też kursy czeskiego dla Wietnamczyków. Jest studio nagraniowe, są redakcje periodyków wietnamskich. Również sale gry, co stwarza nieraz problemy.
W centrum kulturalnym są dwie sale na ponad 500 osób. Rocznie odbywa się w nich około 50 imprez weselnych, a także tradycyjnych wietnamskich świąt.
Do Sapy zjeżdżają się w weekendy Wietnamczycy z całych Czech, jest to dla nich takie czeskie Makro, bo kupują tu towary do swoich sklepów.
Jakie towary? Oczywiście spożywka, w tym całe mnóstwo artykułów, których nie sposób dostać gdzie indziej (na przykład duriany). Oprócz tego artykuły gospodarstwa domowego i ubrania. Zasadniczo handluje się tu hurtowo.


W okolicy osiedliło się około 9 tysięcy Wietnamczyków, zajmują oni 10% dzielnicowych mieszkań. Ta dzielnica to Libuš. Większość z nich pojawiła się tutaj po kryzysie finansowym i utracie pracy. W rezultacie powstało tutaj coś w rodzaju getta, które trochę zagraża bezpieczeństwu. Chyba nie zawsze przebiega to współżycie Czechów z cudzoziemcami bezproblemowo, przeczytałam, że ciężko się pogodzić okolicznym mieszkańcom ze stylem życia Wietnamczyków, na przykład tym, że w jednym mieszkaniu żyje nieraz i 60 ludzi! Albo że znajdują w swoich śmietnikach odpady z targowiska z 10-centymetrowymi robakami...
Ponoć Sapa rządzi się własnymi prawami i jest sercem i mózgiem wietnamskiej społeczności w Czechach. Bywają problemy z przestępczością, narkotykami, prostytucją, nielegalnym handlem. Policja nieraz wykrywała podróbki znanych marek. Również z higieną bywają kłopoty, zdarzyło się na przykład kiedyś, że w jednym z budynków zakwestionowano 25 ton produktów spożywczych z uwagi na obecność wielu gryzoni. Doszło też kilkakrotnie do pożarów.

Spółka Saparia, która zarządza tym terenem, ogłosiła, że zmierza do modernizacji i powiększenia biznesu. Zakupiono następne działki w tym celu. Tymczasem władze miasta chcą temu zapobiec za pomocą planu miejscowego.
Druga generacja Wietnamczyków stara się z kolei digitalizować miejscowy handel.

Zapraszam na spacer!
















RZEŹBA
Nie pytajcie mnie, co to jest - nie wiem :)
Pewnikiem jakieś nawiązanie do ojczyzny...







Na terenie Sapy jest świątynia buddyjska. Właściwie jest tam wszystko, co potrzebne do życia Wietnamczykowi... a jak widzieliśmy na jednym ze zdjęć powyżej najwyraźniej spędzają tam całe dnie, toteż nie brakuje kanapy do ucięcia sobie krótkiej drzemki.
Za ogrodzeniem widoczne są pola - to właśnie te działki wykupione ostatnio.








Tu zostawia się przyniesione dla Buddy ofiary.
Na parterze budynku (nie mogłam go sfotografować w całości, bo było pod światło) znajduje się mały ołtarz, gdzie też przynosi się ofiary (świeże owoce, kwiaty, zapachowe patyczki). Prawdziwa świątynia jest na piętrze, tam urzędują mnisi, tam jest duży ołtarz i posągi. Ale ta świątynia już nie wystarcza i Wietnamczycy chcą zbudować większą, w planowanym centrum kulturalnym.



Po wyjściu z cichego terenu świątynnego znów nas ogarnia hałas i chaos, harmider codziennego handlu :)



Jak doniosły internety, w weekendy jest organizowane zwiedzanie z przewodnikiem. Cena co prawda jest dość wysoka, bo 550 koron od osoby, ale może kiedyś się skuszę? W ramach 3-godzinnej wycieczki jest i wykład o wietnamskich wierzeniach i religii, a także tradycyjny wietnamski obiad z sześciu dań. Oprowadzają osoby o wietnamskich korzeniach.
Nigdy nie próbowałam tego jedzenia, więc nawet miałam taki plan, żeby się na Sapie zatrzymać na obiad, ale okazało się, że moja praska przyjaciółka już naszykowała posiłek u siebie i zaprasza. W dodatku dość niepochlebnie wyrażała się o podawanym na Sapie jedzeniu - myślę, że właśnie ze względu na dzielące Europejczyków i Azjatów różnice w podejściu do kwestii higieny :)

Linki:
- Sapa na Wikipedii
- strona targowiska

Fotografie z 15 sierpnia 2019 roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Štencův dům jeszcze raz (na You Tube)

  Pisałam swego czasu o tej kamienicy , a dziś trafiłam na film o niej na profilu Adama Gebriana, który dość często przeglądam. Pan Gebrian ...