U Budyho na piwie









































Rok temu pisałam, w związku z przeczytaną przygodową książką Kluci z libeňského ostrova, a przede wszystkim obejrzanym filmem U mě dobrý, że jeszcze nie byłam na libeńskiej wyspie. W sierpniu 2018 ten brak nadrobiłam, choć nie mogę powiedzieć, że teren spenetrowałam od A do Z, zwłaszcza, że gdy się szwendałam między ogródkami działkowymi, zostałam kulturalnie, ale jednak przegnana precz :)
Do południa byłyśmy z przyjaciółką na wyczerpującej wycieczce na Białą Górę /Bílá Hora i do letohrádku Hvězda (och, jeszcze o tym nie pisałam). Gdyśmy wróciły po obiedzie do domu, psiapsióła padła. Ja jednak nie mogłam sobie pozwolić na marnowanie pięknego popołudnia i wybrałam się samotnie śladami filmu. Dobrze zrobiłam - że samotnie - bo koleżanka powiedziała potem, oglądając zdjęcia i słuchając relacji, że w życiu by tam nie poszła :) Ja jednak mam jakąś żyłkę awanturniczą, bo byłam bardzo zadowolona z odbytej peregrynacji.
Celem była hospůdka U Budyho, w której rozgrywała się znaczna część akcji filmu Hřebejka. O tym, że to autentyczne miejsce, dowiedziałam się z artykułu o wyspie na Wikipedii. Wypatrzyłam na google maps, gdzie ona mniej więcej jest i ruszyłam w drogę.

Położenie na mapie dziś wskazuję pokracznymi strzałkami :)


Tym razem, zamiast satelitarnej mapy googlowskiej, sięgnęłam do strony mapy.cz
Jest bardziej czytelna.
Najpierw mapka pokazuje miejsce, z którego zrobiłam pierwsze zdjęcia.


Niebywała cisza i spokój w to upalne sierpniowe niedzielne popołudnie.

Widok na budujące się i już oddane apartamentowce.



Wyspa libeńska jest tak naprawdę półwyspem. W północnej części królują ogródki działkowe. Tam właśnie nie doszłam do końca, bo znalazł się czujny człowiek :) nie ma się co dziwić, kradną wszędzie.








Wróciłam więc po własnych śladach i kontynuowałam spacer, tym razem ulicą Menclovą. Tu zaznaczyłam teren gospody.

Skąd taka nazwa ulicy, nie wiedziałam - kim był Mencl? Zapytałam na fejsbuku. Już wiem. František Mencl (1879–1960) byl spoluautorem Libeňského mostu.

Po lewej stronie są te apartamentowce, których część jest już zamieszkała, a część w budowie. To nas specjalnie nie interesuje, patrzymy więc na prawo, gdzie w dole dalej widzimy ogródki działkowe, a tam, wśród nich, jest i hospůdka U Budyho. Z drogi jej jednakże nie widać, trzeba wypatrzeć ścieżkę wiodącą do tej budy :)







Oto właśnie droga do baru, gdzie za chwilę ugasimy pragnienie.

Właścicielem jest Petr Placák, znana postać undergroundu, klarnecista słynnej grupy The Plastic People of the Universe, od której procesu zaczęła się cała sprawa Karty 77. Można o tym poczytać (po polsku) tutaj.
Ich płyty można oczywiście posłuchać na You Tube.
Placák wydaje kwartalnik Babylon, a siedzibą redakcji jest właśnie to miejsce. Ponoć odbywają się tu też koncerty i wieczorki autorskie.

Bar jest zbieraniną starych rupieci :) old style, chyboczące stoliki, stali klienci kończący szóste piwo, palący (niestety) papierosy i głaszczący świeżo narodzone, ślepe jeszcze kocięta w pudle na jednym ze stołów. Nie należy się tu spodziewać sterylnej czystości kufla (Bosz, toż nasz Sanepid by tu oszalał) i wyrafinowanych przekąsek. Szczerze mówiąc, w ogóle nie wiem, czy jakiekolwiek przekąski tam egzystują, choć parę talerzy było wśród odstawionych naczyń.
To po prostu miejsce, gdzie można posiedzieć przy piwie i pogawędkach, wśród ludzi, dla których ostatnim celem w życiu byłoby myślenie o pieniądzach, o dorabianiu się. Nie, raczej sobie poczytają książkę Jeana Bottéro o Mezopotamii w promieniach zachodzącego słońca.
Czas się tu jakby zatrzymał i jest trochę jak u Hrabala... Hřebejk mówił, że to jedno z tych miejsc, gdzie spotykają się ludzie z najróżniejszych warstw społecznych, od prawie lumpów do milionerów, taka poetycka, ciekawa enklawa, która pomaga ludziom otworzyć się na innych. Bo z wiekiem, starzejąc się, coraz bardziej zamykamy się w swoim socjalnym getcie...









Hospodský, zorientowawszy się szybko, żem ja nie żaden štamgast, tylko turystka (aparat!), wyciągnął z jakiegoś zakamarka książkę - przewodnik po ciekawostkach w Pradze i wręczył mi ją do przestudiowania już otwartą na odpowiedniej stronie. Czyżby myślał, że trafiłam tu przypadkiem?


Są tu zdjęcia z zewnętrznej części baru. Film toczył się również wewnątrz i hospodský mnie tam uprzejmie zaprowadził, ale krępowałam się fotografować, zwłaszcza, że nieco się sumitował z powodu, hm, nazwijmy to bałaganu (to bardzo skromne określenie). On tam przez cały rok mieszka, kawalerskie gospodarstwo, więc można sobie wyobrazić, jak to wygląda :) Ale twierdził, że na zimę, gdy nie sposób już siedzieć na dworze i goście schodzą się do środka, wyporządza.

Z łazienki wolałam nie korzystać :)




Obok jest kort tenisowy, panowie w różnym wieku rżnęli tam chwilami w gałę.


A oto i hospodský w pełnej krasie nieco przymulonego oblicza (wszak leje się tam piwo, prawda?) czyli Zrzavý Ruda. Były górnik, który stracił pracę i dach nad głową, po czym zyskał oba w tym miejscu, gdy właściciel zaoferował mu zatrudnienie. Sam zaproponował, że zapozuje do zdjęcia.


Przed Rudą był tu zatrudniony pewien pijus i ochlajdusza (bo Ruda nie chleje, on tylko smakuje), ale przy powodzi w 2013 roku wyleciał w powietrze. Tak, dosłownie. Wrócił na noc na łódź, gdzie zwykł nocować, chciał się ogrzać gazem z butli no i tak jakoś mu to wybuchło...

Linki:
- wyspa libeńska na Wiki
- filmowe ślady
- zdjęcia z filmu
- wspomnienie o Budym
- artykuł o różnicy między štamgastem, a stálým hostem znalazłam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Majowa Praga 2023

Okropne to jest, żeby tak kompletnie nie mieć czasu na tego bloga. Zbliża się kolejny majowy wyjazd, a ja nawet nic nie napisałam o tym z ze...