Tegoroczny praski maj wisiał na włosku z powodu jakiejś dziwnej choroby (w sumie ciągle jeszcze nie zdiagnozowanej), ale ponieważ wyniki badań były coraz lepsze, pani doktor zaleciła wyjazd - że psychicznie mnie podniesie na duchu. Co się oczywiście stało. I nawet udało się - plus minus - utrzymać zalecaną dietę... no, dieta w Czechach ha ha... ale chodziłam na obiady do dietetycznej stołówki i jakoś to poszło 😉
Jakby tego było mało, był to bardzo zimny maj. I w znacznej części deszczowy. Toteż sama się dziwię, że tyle punktów z listy w zeszyciku udało się odhaczyć. Po raz kolejny obiecuję, że od tej pory już będę regularnie publikować, czy się uda wyjdzie w praniu, na razie wrzucam jedynie zajawki tego, co było i co widziałam.
Maj to zawsze czas Open House, oczywiście główna impreza jest w weekend, ale już wcześniej są dodatkowe propozycje. Przyjechałam w środę i zaraz pod wieczór biegłam na zwiedzanie z architektem Fragmentu czyli tej budowli podpieranej przez Lilith.
A jeszcze wieczorem doczłapałam do nowego pomnika na Smichowie 😁
Ciągle była zabawa w ciuciubabkę ze słońcem i deszczem i polowanie na pogodne chwile. Zlokalizowałam plac zabaw zaprojektowany w latach 60-tych przez Olbrama Zoubka.
Spełniłam marzenie - wreszcie posiadam cały calutki serial 😍 Co prawda musiałam w związku z tym ograniczyć liczbę przywiezionych książek, ale raz się żyje!
Znów oprowadzanie przez architekta (w ramach przed-Open House) zrewitalizowanej i przekształconej na ośrodek kulturalny dawnej stacyjki...
W toalecie można sobie uprzyjemnić czas czytaniem poezji 😁
Wyprawa do tramwajowej pętli, gdzie mnie jeszcze nigdy nie widzieli - aby zobaczyć pomnik wynalazcy szkieł kontaktowych.
Zespół mieszkaniowy opisywany już w podręcznikach: widziałam go w zeszłym roku, ale teraz obeszłam cały naokoło (dopóki nie zaczęło znów kropić).
Dni otwarte na budowie czwartej linii metra.
A potem już Open House, najpierw ratusz na Nuslich, potem lofty w dawnym nuselskim browarze.
I kolejne nowe lofty, tym razem na Smichowie.
Obiekty udostępnione w ramach OH zamykają się o 18.00, a mnie było ciągle mało, więc pojechałam jeszcze zobaczyć pewną majestatyczną willę, oczywiście tylko z zewnątrz...
oraz pobliski park z interesującym pomnikiem 😎
W niedzielę od 10.00 znów Open House, zwiedziliśmy zamek w Veleslavinie.
Po doświadczeniu sobotnim, gdy czekałam w kolejce ponad godzinę przed tymi loftami, w niedzielę wolałam skorzystać z czatu, gdzie wymieniano się informacjami co do długości czekania i wybrałam jeszcze trzy miejsca z małą ilością chętnych - no co, musiałam się oszczędzać 😂 Był to akademik (ach, ta rondokubistyczna biblioteczka), następnie Archiwum Narodowe i w końcu gimnazjum Arcybiskupskie, chwalące się własnym obserwatorium astronomicznym, niestety akuratnie w remoncie.
Na zakończenie tegorocznej imprezy (i bez związku z nią) udałam się na poszukiwanie toalety zawieszonej nad Wełtawą, o której przeczytałam w gazecie 😂
Poniedziałek był dniem, którego się bardzo obawiałam - dniem przeprowadzki! Bowiem zgapiłam się w zeszłym roku z rezerwacją hotelu i u dominikanów nie mieli dla mnie pokoju na cały pobyt. Na szczęście znalazłam nowe miejsce, tym razem u sióstr. Przenosiny w trakcie pobytu, jak się już nazbiera maneli, to nie przelewki, ale poszło dość gładko. Rano zostawiłam walizkę na recepcji "u siebie", a z torbą z książkami i filmami udałam się na nowe miejsce, gdzie bety spoczęły również na recepcji. Potem o 14.00 mogłam już odebrać walizkę, przeturlać się z nią do dominikanek, również w centrum. I wreszcie się rozgościć.
Tak że ostatni raz pokonywałam ulicę Husovą.
Byłam bezdomna od 10.00 do 14.00, ale jakoś ten czas zagospodarowałam 😁
Koło nowego miejsca noclegów jest bliziutko przystanek tramwajowy, co prawda jeździ tam jedynie "piątka" - ale za to prosto na dworzec. Na Husovej mam wiecznie problem z ciągnięciem walizki po bruku, jest to zarówno do metra jak i do tramwaju dalej i zawsze boję się, że sobie po drodze urwę kółka (Kółko się pani urwało!).
Okazało się też, że w pobliżu jest to miejsce z zawieszonymi postaciami, kiedyś tu byłam, tak bardziej przypadkowo.
W ramach zagospodarowywania czasu pomiędzy przejechałam się paternosterem...
i skontrolowałam stan betonowych daszków na dawnym dworcu autobusowym (zdaje się, że to zabytek).
A po południu odbyłam obowiązkową za każdym razem rundkę łodzią po Wełtawie. Od jakiegoś czasu sprawdzają bilety, wcześniej tak nie było 😉
Celem wycieczki pociungiem następnego dnia były Kbely, gdzie jest muzeum lotnictwa i wieża wodna, spełniająca rolę latarni morskiej lotniczej.
Przed urzędem jest zabawna fontánka, ale cóż, kiedy nieczynna.
Koło nowego miejsca zamieszkania odkryłam antykwariat, gdzie wystawiają książki nawet po 5 koron - oczywiście zaraz jedną nabyłam i w ogóle to będę tam wracać!
Tak się złożyło, że miałam okazję uczestniczyć w ostatnim pożegnaniu Jiřího Bartoški w Rudolfinum. Akurat przed wyjazdem oglądałam jego (ostatni?) film.
A stamtąd metrem i autobusem - daleka wyprawa - na Pelc Tyrolkę, gdzie stoi opuszczona willa Milada, niegdyś najsławniejszy squat praski.
Zaś wieczorem do tyjatru. Do tyjatru już sobie obiecałam nie chodzić, bo mnie to kosztuje za dużo emocji i następnego dnia globus murowany, ale jeszcze dałam się skusić na spotkanie z moderatorką Lucie Výborná.
Następnego dnia znów czekał na mnie pociung - ten sam, S3 z Praha hlavní nádraží, tyle że wysiadłam o stację wcześniej niż wczoraj, bo po pierwsze piękna stacyjka, po drugie trabant.
Na popołudnie znów zapowiadali deszcz, więc plan był krótki: drewniana willa gdzieś za cmentarzem olszańskim.
Deszcz jednak się nie rozpadał, więc błądziłam po okolicy oglądając a to velodrom, a to niesamowity park Malešický z mnóstwem atrakcji wodnych, a to w końcu drepcząc po cmentarnych alejach (Praga bez cmentarza nie liczy się!).
Co dalej? Dalej nowo powstający mural Milady Horakovej...
Pawilon brukselski - wreszcie! Za szesnastym razem w Pradze wreszcie tam trafiłam 😁
Słynny antykwiariat holeszowicki...
A wieczorem z przyjaciółką na piwku U prezydentów. Nie wolno mi chyba alkoholu aktualnie, ale jedno małe... 🤣
I znów na dworzec, znów pożegnanie z Pragą, znów siatka wypełniona książkami i filmami. Ciekawe, jak długo jeszcze uszy tej siatki wytrzymają 😜
W domu książki wypakowane i podliczone (21 sztuk), a nawet do tej pory dwie już przeczytane. Wszystkie (poza sławnymi willami) z wystawek po parę koron, z antykwariatu 11 albo z knihobudek, tak że jeśli odliczyć 408 koron za wille w Luxorze, to wydałam 183 korony czyli jakieś 31 zł 😂
W pragensie jestem w dużym stopniu zaopatrzona, więc skupiam się na kryminałach (nie tylko czeskich, jak widać) lub kartkuję, czy dana powieść jest w miarę czytable. Oczywiście cały czas pojawiają się nowe książki o Pradze, ale często są wydane luksuśnie, na kredowym papierze, z twardą okładką, większym formacie. Ważą po prostu. Mówię sobie wtedy, że lepiej je kupić z domu, przez megaksiazki.pl - niż dźwigać z Pragi.
Ten ostatni pomnik za każdym razem, jak go widzę, mnie zadziwia. Naprawdę kiedyś nie dostrzegano w nim niczego erotycznego"? :D
OdpowiedzUsuńErotycznego! Czeski wojak wita radzieckiego wybawcę SERDECZNIE! I już 🤣🤣🤣
Usuń