Majowa Praga 2018


Mój piąty pobyt w Pradze.
Z napiętym programem, którego oczywiście nie udało się w całości zrealizować :)
Szyki pomieszały tu przede wszystkim dwie majowe praskie imprezy.
Pierwsza z nich to OPEN HOUSE 2018, o której dowiedziałam się z fejsbuka bodajże w przeddzień wyjazdu. To cykliczne wydarzenie, polegające na udostępnieniu do zwiedzania rozmaitych miejsc na co dzień zamkniętych dla zwykłych śmiertelników.
W związku z tym mój plan na niedzielę po przyjeździe uległ nie tyle modyfikacji, co totalnej zmianie.


A druga impreza to Malostranské dvorky 2018. Też cykliczna. Tu z kolei udostępniane są podwórka na Małej Stranie. Mniejsze i większe.
Oczywiście mam teraz nadzieję, że w przyszłym roku te imprezy również wypadną podczas mojego pobytu. Rezerwację (niezmienialną) tak czy siak już mam zrobioną :)

A teraz bilans.
Miałam w planach głównie dzielnicę czwartą i tu sporo udało się zobaczyć. Byłoby więcej, ale ja jestem leniwa turystka, lubię sobie wrócić do hotelu i odpocząć :)
Więc Michle i Krč.
Podolí i Braník.

Z innych kierunków:
- zapisałam się na wycieczkę po przemysłowych Holešovicach i zachwyciły mnie
- zaplanowałam wycieczki metrem nieco dalej, na peryferie, żeby zobaczyć rzeźby Davida Černý i też mi się spodobały
- odbyłam przejażdżkę łodzią na Císařská louka
- wybrałam się też na wyspę Štvanice, ale nie spenetrowałam jej do końca, bo zaczęło popadywać (to był pierwszy dzień, potem już cały czas pięknie, z małą przerwą na środową burzę, ale w godzinach wieczornych dopiero)
- pojechałam zapłacić osobiście i gotówką za ksiażki zamówione jeszcze z Polski też gdzieś na koniec świata i znalazłam tam piękny romański kościół
- zdołałam obejrzeć wystawę o budownictwie z wielkiej płyty, która kończyła się właśnie, a zależało mi na niej
- w związku z tą wystawą pojechałam gdzieś na kraj świata szukać piewszego bloku z wielkiej płyty (znalazłam)
- a także odwiedziłam obserwatorium astronomiczne, które zkonstruowano z płyt pozostałych po budowie tego właśnie bloku
- zgodnie z planem byłam w dwóch teatrach (ale nic mnie nie położyło na łopatki)
- w ostatniej chwili wybrałam się do kina na dramat "Na krátko" (nie była to klasyczna czeska komedia, ale cieszę się, że obejrzałam, nieco mi w klimacie przypomina "Niemiłość" Zwiagincewa)
- obejrzałam wystawę fotografii "Praha 1968", a także kompletnie inną, ale też fotograficzną, zatytułowaną "Świątynie nowych czasów" (o biurowcach)
- nie obyło się bez cmentarza, cmentarz zawsze musi być, tym razem był to Krčský hřbitov, o którym opowiadał Egon Erwin Kisch
- nie obyło się również bez przejażdżki pociągiem, ze stacji Krč do stacji Vršovice
- jadłam pierwszy raz bramborové halušky :)


Byłam jeszcze zapisana na wycieczkę po Cibulce, ale odwołano ją. Myślałam, żeby samej pojechać, czasu już jednak nie wystarczyło przez te podwórka małostrańskie :)

Spotkałam pewną fertyczną starszą panią na pierwszej akcji, z lekka się zaprzyjaźniłyśmy, a tu ponowne spotkanie na drugiej akcji :) To już los puka do drzwi :) Wymieniłyśmy adresy mailowe.

Miałam też inną małą przygodę "znajomościową", ale o tym będzie jeszcze osobno.
Zresztą o wszystkim będzie osobno!
A dziś wrzucam tylko parę zdjęć.
W końcu - muszę je dopiero obejrzeć! Jeszcze nie było kiedy.

Przywiozłam tylko sześć książek, ale za to 32 filmy. No i właśnie wspomniane zdjęcia.
8898 zdjęć :)

BYŁO ŚWIETNIE!













Akademiki ČVUT w Podolí


ČVUT to České vysoké učení technické v Praze czyli po prostu politechnika. Najstarsza zresztą cywilna uczelnia techniczna na świecie, bowiem założona w 1707 roku.
Wgłębiać się w jej historię póki co nie będę, za to chcę odbyć sentymentalny krótki spacer po terenie akademików, które znajdują się w dzielnicy Podolí. Dość ciekawe to miejsce, bowiem domy dla studentów powstały w latach 50-tych w stylu socjalistycznego realizmu, w Czechach zwanym popularnie sorela.

Ale - jak zwykle - najpierw mapki.
Myśmy dojechały tramwajem od strony miasta (czyli po lewej stronie, wzdłuż rzeki) i wędrowały po różnych podolskich uliczkach, oglądając domy, a także zwiedzając cmentarz. Dopiero potem dotarłyśmy do akademików. Trzeba od razu dodać, że było pod górkę :)

Zielony teren po lewej stronie kampusu to cmentarz podolski.

Tymczasem okazuje się, że znacznie prostsza droga wiodła od stacji metra linii C Pražského povstání. Obok jest przystanek autobusu 193, który jeździ z "naszych" Nusli, więc wystarczyło nim podjechać i odbyć mały spacerek. Ja zresztą tak zrobię w przyszłym tygodniu, bo chcę pooglądać okolice Pankraca.
Tak tak, w przyszłym tygodniu będę znów chodzić po Pradze. Nawet już w tym, bo jadę w sobotę. Cieszę się jak dziecko :)

Tutaj widzimy już dokładnie - osiem budynków pod czerwoną kreseczką to nasz obiekt. Sześć akademików, jedna stołówka i jedna portiernia z biurem.
Zapomniałabym - akademik (dom studencki) to po czesku kolej, co mnie na początku mojej praskiej historii wprowadzało w konsternację, wszędzie kolej i kolej :)


Trzeba sobie od razu powiedzieć, że w Pradze dużo budynków w stylu socrealizmu nie znajdziemy. One oczywiście powstawały, ale głównie w Czechach północnozachodnich. Więc to swego rodzaju gratka i ciekawostka.
Najpierw Politechnika wykupiła od prywatnych właścicieli działki, był rok 1953. Projekt całości powstał naturalnie na uczelni.
Ten teren - Czesi mówią na to areál - może nie był najlepiej wybrany, toteż krytykowano głównie dość nieszczęśliwe usytuowanie między miejscową willową, niską zabudową a cmentarzem.

Taki widok wita nas od wejścia. Na osi znajduje się wspomniany budynek stołówki.





Kompleks sześciu domów studenckich wybudowano w latach 1954-55, w 1956 dodano jeszcze portiernię i stołówkę. Prace przebiegały w pośpiechu, dość pomyśleć, że sam projekt opracowano w dwa tygodnie. Powstał też duży basen przeciwpożarowy, który tak romantycznie wygląda na zdjęciach :)


Wszystkie akademiki mają monumentalne portale.


Motyw zdobniczy w zgodzie z przeznaczeniem domów - książka i pochodnia (młodzież tak kroczy...).

Inny detal...

Budynki mają arkadowe loggie z balustradą na górze...




Kompleks obliczono na 1500 mieszkańców.
Całość była odnowiona w 1998 roku, ale standard chyba nie został podniesiony - czytałam, że w części budynków toalety i prysznice są w korytarzach.
Mimo to chyba miło się tu mieszka, zielono, spokojnie, do dyspozycji jest boisko, jakieś lokaliki powstały.


Te balustrady, wazy to poniekąd nawiązanie do barokowej architektury, tak obficie obecnej w mieście nad Wełtawą.


Byłyśmy tam z Psiapsiółą w sierpniu, więc obiekt zionął pustką, co tworzyło specyficzną atmosferę. Jedyna oznaka życia pochodziła z pobliskiego stadionu, gdzie rozgrywano mecz.





Od początku myślano o różnych potrzebach mieszkańców, więc obiekt był wyposażony nie tylko w pracownię krawiecką damską i męską, nie tylko w damski i męski zakład fryzjerski, pralnię i prasowalnię, ale nawet w... wózkownię, biorąc pod uwagę możliwe zaniedbanie antykoncepcji przy uprawianiu życia społecznego studentów i studentek :)
Dziś jest miejsce na grilla.

Spojrzenie w kierunku wejścia, z budynkiem portierni.


Dedykuję ten wpis Psiapsióle, która dziś ma operację. Mam nadzieję, że wszystko się uda i w sierpniu znów będziemy chodzić razem po Pradze.

Adres: Na Lysině 772/12
Ogólne informacje o akademikach na stronie ČVUT
W letnich miesiącach działa tam hostel.

Muzeum nocników


Tak tak :)
To był awaryjny plan w sierpniu - na wypadek deszczu. I rzeczywiście, wstałyśmy w piątkowy poranek, a tu leje. Nie było innego wyjścia - do muzeum.
Nazywa się ono Muzeum historických nočníků a toalet, a mieści się w samym centrum, przy ul. Michalskiej 1 - równoległej do Husovej, czyli tej, gdzie wisi Zygmunt Freud :)

Spędziłyśmy tam godzinkę, wędrując po salach wypełnionych toaletami, nocnikami, pisuarami i rozmaitymi akcesoriami powiązanymi z tematem.
Od czasów najdawniejszych po dzień dzisiejszy, poprzez przedmioty tak "historyczne", jak nocnik Napoleona czy nocnik z Titanica. To największy na świecie zbiór tego rodzaju, z ponad 2 tysiącami eksponatów.
Zapraszam na spacerek :)









Jestem wielką miłośniczką thonetów (mam w domu sześć sztuk, co uważam za spore osiągnięcie w małym blokowym mieszkaniu), więc dokładnie oglądałam thonetowskie krzesła przystosowane do nowej funkcji :)

Te z kolei wyglądają jak jakieś szafki patefonowe :)











Hm. Podcierać się też czymś trzeba było :) Prosty lud liściem kapusty, a możni tego świata, jak widać...


I na zakończenie akcent współczesny - coś dla pań.

Chciałam zachęcić do wizyty w słotny czas w tym niecodziennym muzeum, ale oto z Wikipedii dowiaduję się, że już go tam na Michalskiej nie ma i obecnie istnieje jedynie w wersji wirtualnej.
To było muzeum prywatne, bez państwowych dotacji, i nie dało rady dłużej funkcjonować.
Szkoda.
Więc dobrze, że wtedy w sierpniu padało, bo gdyby była ładna pogoda, pewnie bym odłożyła muzeum na kiedy indziej. Czyli na świętego nigdy.
Kolejny przykład na słuszność motta carpe diem.


Štencův dům jeszcze raz (na You Tube)

  Pisałam swego czasu o tej kamienicy , a dziś trafiłam na film o niej na profilu Adama Gebriana, który dość często przeglądam. Pan Gebrian ...